Zaczęłam czytać czasowniki francuskie, jakby to była modlitwa. Je donnerais, je donnemis, Je donnerais. Zacięłam się już na pierwszej osobie. Po cholerę maja tyle czasów? Nie wystarcza im czas teraźniejszy, przeszły i przyszły? Miałam tego dosyć.
Wyczułam, żc nadchodzi, zanim jeszcze usłyszałam trzeszczenie jej nylonowego fartucha.
— Siostra Carmel!
— Grace! Co tu robisz w ciemnościach? Popsujesz sobie wzrok!
— Naprawdę jest już tak ciemno? — spojrzałam na mokre, purpurowe niebo przez szklany dach.
Swoją małą rączką włączyła światło w korytarzu, który od razu zajaśniał. Na ramieniu miała czarny płaszcz przeciwdeszczowy.
— Gdzie siostra idzie?
— Dostałam pilną wiadomość. — Carmel wsunęła swoją rączkę do rękawa płaszcza.
— Od kogo? — Nie dawałam za wygraną.
Carmel wpatrywała się w moje dłonie. Spuściłam oczy i dopiero wtedy zobaczyłam, źe miętoszę moją książkę.
— Przepraszam — powiedziałam Idiotycznie, próbując wygładzić okładkę.
Carmel miała już płaszcz na sobie. Sięgał jej aż do stóp. Zauważyłam, że na nogach ma kalosze. Serce zaczęło mi bić coraz mocniej.
— Idzie siostra na farmę? — spytałam udając, żc pytam przez grzeczność.
— Jak Zgadłaś? — Carmel poklepała mnie po ramieniu. — Czasem sądzę, że czytasz w moich myślach. Masz takie niewinne oczy.
Niewidzialny nóż ugodził mnie w samo serce. Stałam tam z trzęsącymi się dłońmi nerwowo zaciskającymi „Francuskie czasowniki”. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
— Niech siostra tam nic idzie!
— Grace, uspokój się. Muszę iść. Siostra Antonia czeka na mnie przy chorym cielaku. — Na dowód tego Carmel pomachała mi przed nosem brązową buteleczką z lekarstwem.
— To kłamstwo. To pułapka! Nie rozumie siostra?
— Co się z tobą dzieje. Grace? — Carmel przyłożyła mi dłoń do czoła.
— Czy siostra Antonia osobiście prosiła siostrę o pomoc? Czy słyszała to siostra z jej ust?
Carmel zmarszczyła czoło.
— Nie wolno siostrze tam iść. l'o sprawa życia i śmierci — chwyciłam się jej płaszcza.
Zaczęła niespokojnie szurać kaloszami.
— Grace, nic pozwolę ani tobie wyjść na taki deszcz, ani nie myślę zawieść siostry Antonii. Jeśli nie przestaniesz się tak zachowywać, wezwę matkę Colm i każę cię zaprowadzić do pielęgniarki.
Carmel wyrwała się z mojego uścisku i podeszła do drzwi.
— Przykro mi, Grace, ale to jest bardzo ważna sprawa. Pomyśl o biednym cielaku. Jak wrócę, to posiedzimy sobie i porozmawiamy w refektarzu.
❖
Pozwoliłam jej wyjść, ale po kilku minutach wyleciałam za nią jak z procy. Dochodziła czwarta. Bałam się, że może się odwrócić, ale ona była zbyt zajęta chorym cielakiem.
Po jakichś trzech minutach na deszczu byłam przemoknięta do suchej nitki, ale uparcie szłam naprzód. Zastanawiałam się, czy widać ninlc Z kuchennych okien. Na pewno jeszcze nigdy nic oglądali czegoś bardziej podejrzanego niż. postać w długim płaszczu podążająca śladem siostry Carmel.
Na farmie Carmel szybko zniknęła W Jakiejś szopie.
Zc zdenerwowania ugryzłam się w wargę i wtedy Johnny złapał mnie za rękę.
Przynajmniej nie czekał na nią w szopie. Pociągnął mnie do przechowalni mleka. Jego zmoczona głowa była o wiele mniejsza od tej, którą zapamiętałam. Śmierdział jabłecznikiem albo jakimś innym słodkim alkoholem.
— Zapalimy sobie? — spytał beztrosko jak zawsze.
Nie mogłam w to uwierzyć, ale najwyraźniej zgrywał niewiniątko.
— W porządku — powiedziałam grając na zwłokę.
Johnny wyjął z kieszeni metalową puszkę.
— Aleja nic ćpam — zaznaczyłam wyniośle. Trochę się na siebie wściekałam, bo tak naprawdę to chciałam spróbować. Ale skoro już kategorycznie odmówiłam, musiałam obstawać przy swoim. Najważniejsza była Carmel.
— Pewnie myślisz, że mam forsy jak lodu. Tak naprawdę nic dostaje narkotyków na każde skinienie!