było, że nie jest jej na rękę, Iż zakonnica tak szybko otrząsnęła -z szoku.
— Z przykrością muszę stwierdzić, że służby porządkowe zawie dły nasze zaufanie. Ryć może zalewani są rzeką przestępstw wspdłę7<. snego życia, ale my nic możemy pozwolić, by po naszych lasach wałęsał się jakiś zboczeniec. W związku z tym wzywam wszystkie dziewczęta, które mają poczucie chrześcijańskiego obowiązku, do podążenia za mną i matką Colm w celu przeszukania lasu i odnalezienia winnego. — Paula wzięła kilka głębokich oddechów i zwróciła się do Carmel. — A teraz może już siostra odmówić modlitwę.
Złożyłyśmy ręce i Carmel zaczęła się modlić. Wydawało mi się, że trochę się 2 tym ociąga, jakby chciała opóźnić ten straszny moment, w którym wyruszymy na poszukiwanie winnego.
Trish i Brenda pękały ze śmiechu. Ja byłam przerażona. Może gdybym nic pocałowała go na farmie, nie zostałby w okolicy.
Kiedy wychodziłyśmy z refektarza, próbowałam dostać się do sypialni, ale Celin zagradzała drogę kierując: wszystkich do szatni.
— Każda dziewczynka musi założyć płaszcz przeciwdeszczowy 2 kapturem i porządnie przewiązać się w pasie.
Brenda stała obok nas. W zielonym kapturze jej twarz sUusz.nic
zmalała.
— Czy nie powinnaś być 2 przyjaciółkami? — spytałam ją zauważając nieprzyjemne spojrzenia drugoklasistck, a szczególnie Geral-dine White, jej najlepszej przyjaciółki.
— One gadają tylko o jedzeniu.
— A my z Trish ciągle się kłócimy — powiedziałam, mając nadzieję, że temu zaprzeczy.
— .Ale to jest ekscytujące — stwierdziła Brenda wpychając swoje aide loki pod kaptur.
Na zewnątrz zebrałyśmy się pod posągiem Archanioła Gabriela. I.ckko mżyło.
— Ale zimno! — rzuciła Brenda obejmując się rękami.
— Czy ona oszalała? — Trish wepchnęła dłonie do kieszeni pla-sZ'
cza.
Paula miała na sobie nieprzemakalną pelerynę. Unosiła się nią na wietrze jak skrzydła.
— Na miejscu Johnny*cgojuż trzęsłabym się ze strachu — szepnęła 'JYish.
Paula włączyła megafon, który Jak zwykle trzeszczał i gwizdał.
— W dwuszeregu zbiórka — zaskrzeczała.
Spojrzałyśmy na siebie zaskoczone.
— Ustawcie się w rzędy — rzuciła ostro Colm.
— Ustawcie się według klas — grzmiała dalej Paula. — Dziewczęta z ostatniej klasy będą iść na czele.
Brenda musiała więc wrócić do koleżanek z klasy.
— Rozsuiicie się — Paula krzyczała za nami przez głośnik.
Szłyśmy w bliżej nic określonym kierunku, a Paula darła się wniebogłosy:
— Wychodź, jeśli jesteś prawdziwym mężczyzną! Poddaj się, jesteś otoczony!
— Jezu, gdybym była prawdziwym mężczyzną, nie wyszłabym za nic w święcie.
Uważałam, żeby nic poślizgnąć się na trawie, co nic było takie łatwe z powodu deszczu. Moja kostka nie była jeszcze całkiem wyleczona i lekko kulałam. Byłam zdziwiona, że nikt lego nie zauważył, nawet Trish. Paula ganiała nas bez końca i kiedy już. myślałyśmy, że się poddaje, znalazła paczkę papierosów.
— Naprzód, naprzód. Jesteśmy na twoim tropie, gnojku.
Nic miałyśmy pojęcia, skąd wzięła słowo .gnojek", musiała je wyczytać w jakiejś gazecie. Powtarzała je co rusz, a pierwszoklasistki o mało nie dostały zawału serca ze śmiechu. Colm stanowiła tylną straż. Wyglądała ponuro jak zwykle. Noreen 0’Donovan stwierdziła, że Colm jest na to za stara i że boi się tu gdzieś przewrócić.
— A Paula niby Jest młoda? — spytała Trish.
Moim jedynym pocieszeniem była myśl, że przecież widziałam Johnny’ego idącego w stronę gospodarstwa. Na pewno był już daleko. W końcu jedna pierwszoklasistka przewróciła się, a druga zgubiła but, więc polowanie zostało odwołane.
—Jeszcze cię dopadniemy, gnojku! — krzyknęła Paula na pożegnanie. Potem zawróciła i z falującą na wietrze peleryną poprowadziła nas z powrotem do klasztoru.
Carmel otworzyła nam drzwi refektarza i każda z nas dostała kubek kakao. Ledwo zdążyłyśmy wypić, a już Colm goniła nas do sypialni. Miałyśmy iść wcześniej do łóżek.