Pozostałości kultu drzew we współczesne) Europie
sobem na zaklinanie deszczu. Widzieliśmy już, że niektórzy Indianie znad Orinoko biją żaby specjalnie po to, by sprowadzić deszcz, a zabijanie żab jest europejskim czarem na deszcz.
Duch roślinności wiosennej jest często uosabiany przez Królowę zamiast Króla. W okolicach Libchowic (Czechy) w czwartą niedzielę postu dziewczęta w białych strojach, z pierwszymi wiosennymi kwiatami, jak fiołki i stokrotki, wpiętymi we włosy, prowadzą po wsi dziewczynę, która nazywa się Królową i nosi koronę z kwiatów. W czasie uroczystej procesji wszystkie dziewczęta muszą bez przerwy kręcić się w kółko i śpiewać. W każdym domu Królowa obwieszcza nadejście wiosny i życzy mieszkańcom szczęścia i powodzenia, za co otrzymuje podarki.
Czasami ducha roślinności reprezentuje zarówno Król, jak i Królowa, Pan i Pani albo para narzeczonych. Napotykamy tu znowu paralelizm między antropomorficznym i roślinnym wyobrażeniem ducha drzewa, albowiem, jak widzieliśmy, niekiedy żeni się również między sobą drzewa. W Halford, w południowej części hrabstwa Warwick, w dzień pierwszego maja dzieci chodzą od domu do domu parami z Królem i Królową na czele. Dwóch chłopców nosi „maj” wysokości jakich sześciu lub siedmiu stóp, ozdobiony kwiatami i zielenią. Na szczycie „maja” przytwierdzone są dwa drążki zbite pod kątem prostym. One również przybrane są kwiatami, a z końców drążków zwisają w podobny sposób udekorowane obręcze. Dzieci chodzą po domach, śpiewają pieśni majowe i otrzymują pieniądze, za które później, po południu, urządzają sobie podwieczorek w szkole. W pewnej wiosce czeskiej koło Hralec Kralovć (Koniggratz) w drugi dzień Zielonych Świąt dzieci grają w „grę królewską”, w której Król i Królowa maszerują pod baldachimem, Królowa w wiankach, a najmłodsza dziewczynka niesie za nimi na tacy dwa wieńce. Towarzyszą im chłopcy i dziewczęta zwani druhnami i drużbami. Chodzą od domu do domu zbierając podarki. Na Śląsku stałym punktem zabaw ludowych na Zielone Święta były i do pewnego stopnia są jeszcze nadal zawody o tytuł królewski. Zawody przybierały rozmaite formy, ale celem zawsze był „maj”. Niekiedy młodzieniec, któremu udało się wspiąć po gładkim słupie i zdjąć leżącą na szczycie nagrodę, był ogłaszany Zielonoświątkowym Królem, a jego wybranka Królową. Po proklamacji Król z maikiem w ręce udawał się wraz z całą kompanią do karczmy, gdzie zabawa kończyła się tańcami i biesiadą. Młodzi chłopi i parobcy często urządzali wyścigi konne do „maja” przybranego kwiatami, wstęgami i koroną. Ten, kto pierwszy docierał do „maja”, zostawał Zielonoświątkowym Królem i przez resztę dnia wszyscy musieli mu być posłuszni. Najgorszy jeździec zostawał Błaznem. Przy „maju” wszyscy zsiadali z koni i brali na ramiona Króla. Król zwinnie wspinał się na słup i zdejmował maik i koronę znajdują-
Obyczaje zlelon©świąteczne na Śląsku
ce się na szczycie. W tym czasie Błazen śpieszył do karczmy i jak najszybciej starał się połknąć trzydzieści bułek i wypić cztery kwarty wódki. Za nim nadciągał Król z maikiem w ręce i reszta towarzystwa. Błazen, jeżeli już uporał się z bułkami i wódką, witał go przemówieniem i szklanicą piwa, a Król regulował rachunek. Błazen, który nie spełnił powyższych warunków, musiał sam płacić za siebie. Po nabożeństwie cała kompania w u-roczystej procesji ciągnęła przez wieś. Na czele jechał Król przybrany kwiatami trzymając w ręce maik. Za nim podążał Błazen w ubraniu wywróconym podszewką na wierzch, z przyprawioną długą lnianą brodą i koroną zielonoświątkową na głowie. Za nimi jechało dwóch jeźdźców przebranych za gwardię przyboczną. Procesja zat rżymy wała się przed każdym gospodarstwem, dwóch gwardzistów schodziło z konia, zamykało Błazna w domu i domagało się od gospodyni haraczu na zakup mydła dla umycia brody Błaznowi. Zwyczaj zezwalał im zabierać wszelkie wiktuały, które nie były pod kluczem. Wreszcie przybywali do domu, w którym mieszkała wybranka Króla. Witano ją jako Zielonoświątkową Królową i otrzymywała odpowiednie podarki, na przykład barwną szarfę, obrus i fartuch. Król dostawał w nagrodę kamizelkę, krawat i tym podobne rzeczy i miał prawo ustawienia maika względnie drzewka zielonoświątkowego przed obejściem swego pana, gdzie pozostawało ono do następnych Zielonych Świąt. W końcu procesja udawała się do gospody, gdzie Król z Królową rozpoczynali tańce. Niekiedy Zielonoświątkowy Król i Zielonoświątkowa Królowa obejmowali urząd w inny sposób. Na wozie drabiniastym przywożono chochoła naturalnej wielkości z czerwoną czapeczką na głowie. Siedział on między dwoma mężczyznami uzbrojonymi i przebranymi za strażników. Odstawiano go do miejsca, gdzie miał się odbyć nad nim żartobliwy sąd. Po oficjalnej rozprawie skazywano go na śmierć i przywiązywano do słupa wystawionego w miejscu egzekucji. Młodzież z przewiązanymi oczami starała się go przebić dzidą. Ten, któremu się to udawało, zostawał Królem, a jego bogdanka Królową. Chochoł nosił imię Goliata.
Widzieliśmy już, że obrządki, które w innych krajach związane są z Zielonymi Świętami lub dniem pierwszego maja, w Szwecji przypadają zazwyczaj na dzień przesilenia letniego. W niektórych okolicach szwedzkiej prowincji Blekinge zachował się jeszcze obyczaj wybierania Królowej „letniego przesilenia”, której niekiedy wypożycza się „koronę kościelną”. Wybrana dziewczyna sama wyszukuje sobie narzeczonego, po czym odbywa się zbiórka na młodą parę, którą przez ten czas uważa się za młode małżeństwo. Pozostali młodzieńcy również wybierają sobie narzeczone. Podobne ceremonie, jak się zdaje, istnieją jeszcze nadal w Norwegu. W okolicy Brianęon (Delfinat) pierwszego maja chłopcy ubierali w zielone liście jednego z wiejskich kawalerów, którego rzuciła bogdanka wycho-
143