JAN Z KI JAN
Trzewiki nabite prochem,
Sam żyje lada motłochem.
Jako Cygan opalony,
A drąg w ręku dla obrony.
Za magierką pióro gęsie -w Abo kogucie się trzęsie.
Nie dba też czasem o bryże,
Najlepszą czapkę postrzyżc.
O koszulę mu nietrudno,
Rzadko kiedy chodzi brudno.
Chustka podarta za pasem Abo jej też nic ma czasem.
Boże, który masz na pieczy Lada draba, choć nic g rzeczy.
Jednako nas nędza gryzie 40 Tak w Podgórzu, jak na nizie.
CO LUDZIE ROBIĄ NA ŚWIF.CIE
Częstokroć się przypatruję też ludzkim sprawom.
Jakim podlegli na święcie dziwnym zabawom. Dlatego że niejednako Bóg rozdał wszytkim, Pomieszał nam fantazyje rzadko z pożytkiem. Jednym ścisnął, ledwo się manną żywią Bożą, Drugim nazbyt, aże zboże do Gdańska wożą.
Dał Bóg dosyć, jeszcze czegoś przecię szukają.
Nikt nie rzecze, że już dosyć, choć wszytko mają. Owa kto się wprzódy rodził, ten wziął dostatkiem.
Nas też Pan Bóg, jak poślednich, dzieli ostatkiem. Mówi Pismo: Uczynił Bóg człowieka panem,
By to wszytko, co on stworzył, było poddanem. Wszytko [też bylj człowiekowi poddał pod nogi. Znać, iże tani żaden nie był człowiek ubogi.
A my teraz nic nie mamy na końcu świata,
Czyśmy się źii porodzili, czy gorsze lata?
239