ROZMOWA Z O. PROF. JACKIEM SALIJĘM 0W
lej własności, bo kto nie dba o miłość\ może ją przegrać. Dla mniem recepta Ojca pasuje do małżeństwa i chyba sprawdza się również w tm śłeniu o sprawach ostatecznych, które musi jakoś zrównoważyć pM zomą niewspółmiemość miłosierdzia i sprawiedliwości Boga grzesznych i słabych ludzi.
MB: Pójdźmy zatem tropem tej niewspólmiemości: nasze grzM w naszym skończonym świecie są grzechami skończonymi, dlaczel więc karą za nie ma być nieskończone cierpienie ? Ufając w Boże miło* sierdzie, spodziewalibyśmy się raczej kary mniejszej niż wina. A nawet gdyby została nam już tylko sprawiedliwośćj ona i tak nakdĘ^^ łaby ich zrównanie.
Przepraszam, ale powiem ostro: przy wierze nie wolno majsteS wać, a teologia nie jest takim układaniem puzzli, ażeby wszystko ła nie się dopasowało. Oczywiście, że gdybyśmy piekło zastąpili czyść! cem, to byłoby bardziej logicznie. Rzecz w tym, że Pan Jezus, ostrza gając nas przed odrzuceniem wiecznym, mówił radykalnie. Wydaje mi się zresztą, że właśnie dlatego tak radykalnie nas ostrzegał, po j z całą jasnością nauczał o nieskończonym Bożym miłosierdziu i o we j zwaniu nas do życia wiecznego. Przecież o potępieniu wiecznymi mówił nie po to, żeby nas o nim poinformować, ale żeby nas przed) nim obronić.
MB: To może inaczej: jeśli matka ma syna, który jest skończony^k grzesznikiem, który odwraca się od niej i od Boga, i jeśli ona jest wciąM zdolna go kochać i mu wybaczać, i nigdy by jej nie przyszło do glou/M karać go wiecznym potępieniem, to trudno sobie wyobrazić, by Bógm mógł mieć wobec niego taki zamiar.
Doprowadźmy tę intuicję do końca: Czy ta matka mogłaby by) szczęśliwa w niebie, gdyby jej syn był odrzucony na wieki? Otofl jednego bądźmy pewni: że Bogu o wiele bardziej niż tej matce zalał ży na tym, ażeby jej syn dostąpił zbawienia. Zatem jeżeli jednak on nie będzie zbawiony, to dlatego, że naprawdę nie chciał zbawieni) przyjąć.
TEMAT MIESIĄCA W
MB: To prowadzi do bardzo interesującej wizji, że oto dla ludzi, którzy się odwrócą od Boga i będą trwali w tej swojej zatwardziałości, piekło będzie po prostu przedłużeniem stanu, który sami sobie wybrali. Tylko czy oni będą rzeczywiście cierpieć? Czy to, że odrzucony przez nich Bóg okaże się istniejącym naprawdę, czyli stwierdzenie własnego błędu, będzie dla nich tak dotkliwe? Czy może to tylko ci, którzy dostąpią wiecznej szczęśliwości, będą ich mieli za cierpiących?
To są już jednak nasze „odloty” w taką eschatologię, z której chyba niewiele wynika dla naszego „dzisiaj”. Choć, z drugiej strony, sam papież Leon Wielki pisał: Quod erit iucunditas mentibus nitidis, hoc erit poena maculosis — „To, co dla dusz jasnych będzie szczęściem, dla zbrukanych stanowić będzie karę”. Słowem, domyślał się ten święty doktor Kościoła, że ogień piekielny to jest Boska wszechobecna miłość, a potępienie polegałoby na tym, że Bóg nie może nie być wszechobecny i nie może nie być miłością. Jeżeli więc ktoś zdecydowanie nie życzy sobie, żeby był Bóg i żeby On był miłością...
AW: Ta wszechobecność jeszcze bardziej boli.
... ale ten ból bierze się z buntu, z dobrowolnego i całoosobowego zamknięcia się na Bożą miłość.
MB: Uciekło nam gdzieś pytanie o to, czy modlitwa może mieć moc u/yzwalania z piekła.
Kiedyś św. Faustyna modliła się za pewną zmarłą zakonnicę, a ta pokazała się jej cała w płomieniach i powiada, że te modlitwy nic jej nie pomagają. Faustyna zareagowała na sposób świętej — zaczęła się modlić jeszcze intensywniej! Po jakimś czasie ta zakonnica znów do niej przychodzi, cała radosna: „Dzięki, siostro, z czyśćca już zaraz wychodzę”. Normalny człowiek zrozumiałby, że skoro pokazuje się cała w ogniu i modlitwy jej nie pomagają, to chyba znalazła się w piekle. A była w czyśćcu, ale tylko bardzo potężne modlitwy mogły jej pomóc.
33