eden mogło się h. że do praw-•odzielonej Pol-
tych powieści
i .naczepieni” rodzaju raier-kazję do pra-ity Lutosław-
po wieściach, latach wspo-ał swego by-icny, czy zdo-jaźni; to opó-afizyki, choć t{ prawdy nie d jej aż do tczajne różne turę okullys• aby poważnie czych fUozo-ij obiecywali,
ii so/iścf nie
k Miał wu._
I Herbaczewski ma przecież rację w tej swojej namiętnej tyradzie. Ale na takie racje dopiero nasza epoka wynalazła sprawdzian niezawodny, bo wywodzący się z dowcipu. Należy mianowicie zapytać: a z jakich to pozycji leżycie, kolego? Z jakich to pozycji ci „prorocy” są zbędni. Nie mniejszą przecież, nawet większą od innych „manię objawienia” miał wówczas na przykład Żeromski Więc i on był Herbaczewskiemu niepotrzebny. Naród wraz ze swoją reprezenta- ( cją literacką miał leżeć kornie u stóp galicyjskiego, czy nawet potrójnego lojalizmu i czekać objawienia, jakie, być może, wyższe sfery wtajemniczonych, religijnie czy politycznie, zechcą nań zesłać. Miał w sobie ten Herbaczewski coś z policmajstra — inteligentnego, a jakże, używającego dowcipu i metafory — któremu polecono dopilnować prawomyśhiości (literatury, poskramiać ją, utrzymywać w ryzach. I takich ludzi trzeba wspominać, aby obraz czasu był pełniejszy.
Więc te ataki na Midńskiego, z których przytoczyliśmy najbardziej skrajne, nie p?-_