Gadżety popkultury Społeczne życie przedmiotów
Tak czy owak, gdy norma już życiem nie rządzi, ratunek może leżeć co najwyżej w nadmiarze, w owym - by raz jeszcze Kapuścińskiego zacytować - „tumulcie,-chaosie, ciżbie obrazów, karnawałowym mętliku znaków, słów i świateł [2002, s. 28]. Nadmiar oszałamia, grozi sprowadzeniem na manowce, przyprawia człowieka myślącego o ból głowy, a człowieka czynu wprawia w zakłopotanie - ale w braku jasno wytyczonych tras jest nadmiar jedynym schronieniem dla nadziei, że jeśli nawet w żadnym z momentów życiowej krzątaniny nie da się orzec z pewnością, że się do celu dotarło, to można będzie sobie przynajmniej na pociechę powiedzieć, że czas spędzony w „tumulcie, chaosie, mętliku” nie poszedł na marne. W tym świecie pojęcia takie, jak „na długą metę” czy „w długim okresie czasu”, nie mówiąc już o zaklęciach typu „aż śmierć nas rozdzieli” czy „na wieki” tracą wiarygodność opartą na życiowym doświadczeniu, a przy okazji i sporo ze swego uroku.
W rzeczy samej, czy zostało w zasięgu wzroku coś, na co można by się powołać, by nadać tym zwrotom sens? Nic wszak z tego, na co się patrzy, nie może pochlubić się przewidywalnością życia dłuższą, niż osoba patrząca. Odwieczny porządek rzeczy odwrócił się, by tak rzec, do góry nogami. Dręczyła ludzi, od kiedy posiedli język, nieznośna wiedza o nieuchronności śmierci, o żałosnej krótkości życia. Wszystko wokół - szlaki życiowej wędrówki; reguły, jakich wędrownicy winni przestrzegać; cele, ku którym przestrzeganie reguł ich poprowadzi - zdawało się nieporównanie bardziej długotrwałe niż śmiesznie krótkie życie osobiste; praktycznie rzecz biorąc, wieczne... Dziś dla odmiany, jeśli czegokolwiek można być pewnym, to tego że obyczaje, style życia, tytuły do dumy i powody do wstydu, cechy jakich posiadanie popłaca i te za jakie płacić trzeba, przepisy na błyskotliwe kariery i recepty na zawodowe porażki, tożsamości, jakie by się mieć chciało i jakich wypadałoby się wystrzegać - wszystko to i wszystko inne po wielekroć się zmieni albo i do góry nogami odwróci, zanim człowiek dobrnie do kresu własnego życia. A i tego jeszcze można być pewnym, że owa nieuchronność przemijalności jest jedyną, jakiej zawierzyć bez pudła można. Bardziej jej można ufać, niż tym zuchwalcom (oszustom?), którzy zapewniają, że potrafią w przyszłość zajrzeć i przed nierozważnymi krokami swych bliźnich (jeśli się ich posłuchają!) ochronić. Bo przecież (raz jeszcze Kapuścińskiego cytując, bo gdzież szukać obserwacji bardziej przenikliwych, sformułowań jędrniej szych, niż jego?), „dziś zwycięzcy triumfują tylko przez chwilę, a pokonani szybko się podnoszą i odzyskują siłę. Z tym że najczęściej górą okazują się zupełnie nowi, nieznani wczoraj ludzie. Ale i oni nie zabawią długo na scenie, bo już za kulisami, niewidoczni jeszcze ochotnicy i kandydaci szykują się do wyjścia na proscenium” [2002, s. 38].
Sytuacja jest bez precedensu. Prosi się, by powiedzieć: ani nam, ani naszym przodkom nie przyszło tej krainy zwiedzić, myśmy tej sytuacji jeszcze nie doświadczyli - konia z rzędem (a raczej mercedesa z klimatyzacją) temu, kto zgadnie, co z tej sytuacji wyniknie i jak ludzie w niej osadzeni dadzą sobie z nią radę.
Jak świat światem, ludzie biedzili się nad tym, jak z kruchej rudy ulotnych poczynań i dokonań o motylim żywocie wytopić szlachetny kruszec wieczności. Ten odwieczny wysiłek jedni zwą „kulturą” inni znów, bardziej zawile, „transcendencją”. Na jedno jednak wychodzi, bo wszelaka kultura nosi w sobie bakcyla transcendencji. Każda kultura zajmowała się produkowaniem drabin, po których jej adepci wspinać się mogli ponad przypadły im w udziale los istot śmiertelnych, i wytyczaniem ścieżek, jakie wyciągnąć mogły (śmiałków przynajmniej) z powodzi spraw równie jak oni przejściowych, ulotnych i przygodnych. Wszystkie znane nam dotąd kultury były warsztatami alchemików, w jakich poślednie nawet, rozpadliwe czy na rdzę podatne substancje przeobrażano w bezcenne i na ząb czasu oporne kruszce. Takiej kultury jak nasza rynkowo-konsumpcyjna (kultury apoteozu-jącej płynność i przemijanie, i swobodnie lekceważącej wszystko to, co do natychmiastowego spożycia się nie nadaje) jeszcze nie było.
Gdy inne kultury usiłowały, z lepszym czy gorszym powodzeniem, przezwyciężyć strach śmierci, pomysłowość naszej kultury skupiała się na tłumieniu troski o nieśmiertelność. Nieśmiertelność, jaką nasza kultura skłonna jest tolerować, musi być, jak wszystkie inne towary, do natychmiastowego użytku i jednorazowego przeżycia; nie powinna
29