Gadżety popkultury Społeczne życie przedmiotów
też, wzorem delektowania się smakiem pomarańczy, które uwolnić trzeba od wysiłku tak przykrego jak obieranie owocu ze skórki; ani też, wzorem „nowego i ulepszonego” bo uproszczonego i skróconego do minimum sposobu przygotowania mrożonej herbaty, potrzebować zwłoki i wystawiać cierpliwość na próbę. A nade wszystko ma być nieśmiertelność w jej nowym wcieleniu do natychmiastowego użytku, do spożycia na miejscu: ma się nadawać do przeżywania tu i teraz, w tej chwili. Po co troszczyć się o sprawy wieczne, skoro „nieśmiertelność” w postaci „przeżyć nieśmiertelnych” dostępna jest powszechnie i można ją nabyć za opłatą, na jaką większość z nas może się zdobyć bez większego trudu?! Jeśli można posiąść „nieśmiertelne przeżycie” za cenę biletu wstępu do „parku tematycznego” na występ (jeden tylko!) bieżącego gwiazdora estrady, czy na premierę kolejnego odcinka przygód Harry Pottera? W ognisku uwagi publicznej (masowej raczej; masa nie koniecznie na „publiczność” się składa) są postaci, o których z góry wiadomo, że nie zagoszczą w nim na długo (co jest jedną z ich cnót najważniejszych, czyniąc je znakomitymi próbkami „nieśmiertelności do niezwłocznego przeżycia”). Jak pisał kiedyś Adolf Rudnicki: „W tym roku w Jastarni znów byli wszyscy. Ale nie byli to ci sami wszyscy, co w zeszłym roku”. Sztuka, zawsze pierwsza w wydobywaniu na jaw tego, co w trawie ludzkiej podświadomości piszczy, wystawia na pokaz w jednorazowych instalacjach i happeningach własną kruchość i ulotność. Życie staje się pasmem wydarzeń, zaś wydarzenie, by być naprawdę „wielkim”, musi być krótkotrwałe. O paradoksie - tylko to, co bezwstydnie, buńczucznie i ostentacyjnie śmiertelne, może dostarczyć „nieśmiertelnego przeżycia”..
Wieczne wartości (którekolwiek wartości nie byłyby uważane za wieczne) i wartość wieczności (jakkolwiekby sobie wieczności nie wyobrażano) znalazły się dziś w opałach, i to właśnie w tym przejawia się głównie przewrót kulturowy, jaki spowodowała reorganizacja życia społecznego wokół konsumpcyjnego rynku. Perspektywa trwania i wizja wieczności nie wzbudzają dziś namiętności. Mało kto gotów jest dziś poświęcić to, co dostępne tu i teraz, co w zasięgu dłoni, w imię tego, co może (ale niekoniecznie musi) nastąpić, a już prawie nikt nie uczyni tego bez wahania. Powiedziałoby się, że nigdy jeszcze zasada „lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu” nie cieszyła się podobnym uznaniem - gdyby nie to, że i metaforyka, jaką posiłkujemy się w tym zdaniu by uzmysłowić, o co w rozsądnym postępowaniu chodzi, sama już dziś myszką trąci. Idzie dziś o to, by gołębia, a nie wróbla w garść złapać; radowanie się wróblem, gdy gołębie w polu widzenia uznano za symptom karygodnej niezaradności, a gołębiom odmawiano prawa gnieżdżenia się na dachu. Nowoczesność odrzuciła w swym płynnym stadium zasadę „odkładania zaspokojenia na później”, od której przyjęcia, zdaniem Malesa Webera, era nowoczesna miała się rozpocząć.
Słuchałem za młodu uważnie pouczeń Jean-Paul Sartrea o wyborze „projektu na życie” który to wybór raz na zawsze określić miał, co czynić mamy, od dziś aż do śmierci. Sartre zwracał się do mieszkańców świata wolno tylko, niezauważalnie niemal starzejących się map, utartych kolein, wytyczonych na stałe dróg i mocno wkopanych drogowskazów - i nam, takiego świata mieszkańcom, jego słowa przemawiały do przekonania.
Dziś pewnie większość młodych ludzi zareaguje na „projekt na życie” co najwyżej wzruszeniem ramion. Czy ja wiem, co będzie za rok? Jednego tylko mogę być pewny: że będzie inaczej niż jest, i że wiele rzeczy (ale których?!), jakich się nauczyłem, wypadnie zapomnieć, a wielu rzeczy, jakimi się pyszniłem, trzeba się będzie pozbyć. Wybory uchodzące dziś za szczyt rozsądku uznane będą za nie najszczęśliwsze... Trzeba się raczej zająć życiową strategią. A ta znów wymaga, by orientować się szybko i bez pudła gdzie dziś przód, a gdzie tył, i móc samemu odpowiednio się przestawiać. A w tym celu trzeba się strzec obciążania bagażem i nie przysięgać niczemu wierności na wieki... Szanse znikają wszak równie niespodzianie i błyskawicznie, jak się pojawiają, i biada temu, kto ich w porę nie pochwyci albo temu, kto raz pochwyciwszy trzymał się ich będzie kurczowo...
Wychodzi na to, że o planowaniu „fabuły” z góry może i można pomarzyć, ale bieda w tym, że trudno, a i niebezpiecznie, jej się trzymać. Kto wie, czy protoplastą dzisiejszych pisarzy własnego życia nie był
31