wo uzasadnione bądź nieuzasadnione. Chodzi mi wyłącznie o wskazanie, iż przeświadczenie o niepraktycznym charakterze jakiejś koncepcji (nie musi to, oczywiście, być koncepcja polityczna) jest z reguły subiektywne w tym sensie, że wyznacza je swoista sytuacja człowieka, partii czy klasy, nie zaś tylko „obiektywna” zawartość koncepcji poddawanej takiej ocenie. Kwalifikacja czegoś jako „utopii” zależna jest głównie od socjologicznej i technologicznej wyobraźni kwalifikującego. Opinię tę potwierdzają zresztą przykłady odwrotne w stosunku do przytoczonych. Otóż niektóre opisy wyimaginowanych podróży cieszyły się sławą autentycznych relacji (jeszcze w XVIII wieku zdarzały się takie mistyfikacje). Ludzie bywają nazbyt sceptyczni, ale bywają też nazbyt łatwowierni. Czy można im tedy ufać wówczas, gdy mówią „to się da zrobić”, podczas gdy coś innego jest „utopią” i w żadnym razie zrobić się nie da?
Za przypuszczeniem, że tak rozumiana „utopij-ność” jest zwykle nie tyle immanentną cechą takich lub innych programów, ile właściwością przypisywaną owym programom przez historycznie ograniczonych obserwatorów, przemawia również to, że realizacja każdego z takich programów zależy od aktualnie dostępnych środków technicznych i socjotechnicznych. „Mrzonki” jednego wieku są rzeczywistością w innym. Tak samo najbardziej trzeźwe projekty reformatorskie przeniesione do innego kraju okazać się mogą czystym szaleństwem. Myśli o łodzi podwodnej, radiu, pojazdach, które jadą „same”, samolocie, powszechnej opiece lekarskiej, podsłuchu, lotach kosmicznych itd. były „utopiami” tylko na określonych etapach postępu technicznego. Jeszcze Napoleon nie wierzył w maszynę parową, a kiedy w Anglii kursowały już
pierwsze koleje, w niektórych krajach zastanawiano się poważnie, czy ludzki organizm zniesie szybkość pędzącego pociągu. I tak dzieje się nie tylko w technice. Program Hitlera wielu weimarskim liberałom wydawał się tylko ponurą „utopią”, ponieważ nie potrafili oni przewidzieć między innymi rezultatów zastosowania nowoczesnych technik propagandowych umożliwiających manipulowanie biernymi do tej pory masami. „Utopijną” powieść A. Huxleya Nowy, wspaniały świat otwiera motto z N. Bierdiajewa: ^Utopie okazu-ją_sie znacznie bardzieupodatne na realizację^niźli to „kiedyś sądzono [^.]. Utopie dają się rea 1 izowacTŻycie idzie w kierunku utopii. I być może zaczyna się nowe stulecie, w którym intelektualiści i wykształcony ogół będą oglądali się za środkami uniknięcia utopii [,..]”1.
Mówiąc krótko, w wielu przypadkach chodzi nie tyle o to, że jakiś projekt bezwzględnie nie nadaje się do realizacji, ile o to, że większość nie jest jeszcze w stanie przedstawić sobie jego urzeczywistnienia albo też istotnie nie jest ono w tej chwili możliwe, choć możliwe stanie się jutro lub pojutrze. Z tego powodu Lamartine~| nazwał utopie „przedwczesnymi prawdami”. j
Kiedy więc operujemy epitetem „utopijności” w tym znaczeniu, często po prostu nie umiemy wyjść poza zastany świat i uświadomić sobie, że nie istnieją żadne stałe możliwości. Przypomnijmy sobie przykład francuskich kontrrewolucjonistów. Powątpiewając o możliwości republiki, rozumowali oni całkiem logicznie, ale przesłanką swego rozumowania czynili istniejące w danej chwili społeczeństwo, nie zaś to, które mogło powstać i powstało w toku wałki o republikę. „Bo - jak pisał Oscar Wilde - czym jest wykonalny
19
Zob. A. Huxley. Braw New World. London 1947, s. 5.