Podkreślam to „aż takie”; w żadnym wypadku nie chodzi mi tu o sytość. Dobrze jest, jeśli w duszy jakaś część pragnienia pozostaje niezaspokojona. Ale co innego dosyt, a co innego zakpienie ze mnie.
Najbardziej rażącym przykładem były bajki. Bajkopisarz dobywał z nicości fantastyczne początki: tam, gdzie nic było nic, instalował kunsztowne mechanizmy, narracyjne sztuczki wywołujące ślinkę w ustach duszy. Siedmiomilowe buty, przeobrażające się w dynie, zwierzęta
0 pięknym głosie i bogatym słownictwie, księżycowe szaty
1 ropuchy podające się za książęta. A to wszystko po co? Po to, by odkryć, że ropucha rzeczywiście była księciem, z którym w tej sytuacji należało wziąć ślub i urodzić mu mnóstwo dzieci.
I kto tu z kogo chciał zakpić?
Był to spisek, mający zapewne na celu wywołanie frustracji. „Ktoś” (kto? - nigdy się nie dowiedziałam) próbował oszukać mój głód. To skandal. Niestety moje oburzenie szybko ustępowało wstydowi w obliczu stwierdzenia, że innym dzieciom odpowiadała ta sytuacja - co gorsza, nawet nie wiedziały, o co mi chodzi.
Wstyd typowy dla najwcześniejszego dzieciństwa: zamiast być dumnym ze swoich wygórowanych wymagań, uważa się je za budzące poczucie winy dziwactwo, jako że najwyższym ideałem jest upodobnienie się do rówieśników.
Wymaganie, owszem. Odwieczne przeciwstawianie ilości i jakości często bywa głupie; wygłodzony nie tylko ma większy apetyt; ma przede wszystkim różne trudniejsze do zaspokojenia apetyty. Istnieje hierarchia wartości, w której „najwięcej” pociąga za sobą „najlepiej”: wiedzą o tym słynni kochankowie, wiedzą także obsesyjni artyści. Szczyt delikatności idzie w parze ze zbytkiem, swoim najlepszym sprzymierzeńcem.
Wiem, o czym mówię. Jako dziecko złaknione cukru nieustannie poszukiwałam dla siebie karmy: pogoń za słodyczami była moją pogonią za Graalem. Matka piętnowała i zwalczała tę namiętność, i uważała, że mnie wychowuje, kiedy zamiast upragnionej czekolady podsuwała mi ser, który budził we mnie obrzydzenie, jajka na twardo, które mnie oburzały, pozbawione smaku jabłka, które były mi głęboko obojętne.
Nie oszukiwało to mojego głodu, przeciwnie, tylko go potęgowało. Dostając to, czego wcale nie chciałam, stawałam się jeszcze bardziej głodna. Znajdowałam się w nienormalnej sytuacji głodnego, którego trzeba siłą zmuszać do jedzenia.
Tylko perwersyjny głód łaknie byle czego. Głód w stanie czystym, niczym niekrępowany, dobrze wie, czego
19