280 Wybór z czasopism
Do mnie więc odtąd należeć będą dziatki rolników, ich ojcowie w pocie czoła dla nas uprawiają niwę, byt nasz, przygody, pomyślność ich pracy winni jesteśmy, wdzięczną za to przychylnością wypłacać im się trzeba.
Przy ciągłej troskliwości chore dziatki wkrótce odzyskały zdrowie, dobre ich matki łzami wdzięczności dziękować mi przychodziły. Moja droga! Jaki to lud dobry,'małą przysługę tak wysoko ceni! One nie wiedza że rumieniec zdrowia ich dziatek większą mi był nagrodą jak wszystkie dzięki, pochwały. Jedna matka rozczuliła mnie bardzo, była to uboga wyrobnica, jedynak jej bardzo chorował i po kilku łyżkach lekarstwa widocznie mu ulżyto, a Kiedy w dni parę zdrowe dziecię śmiać się i grzechotać do matki pd dawnemu zaczęło, porwała go z uniesieniem na ręce, w jego rączki włożyła młodą kurkę, jedyny swój majątek, i przybiegła mnie prosić, abym przyjęła tę oznakę jej wdzięczności. Wymawiałam się usilnie, ona jeszcze usilniej nalegała, aż zrobiłyśmy układ taki: przy mnie kurka została, a ona zabrała dwie gąski do mego należące gospodarstwa.
Kiedy więc chorzy nie tyle potrzebowali mojej pieczołowitości, zajęłam się wykonaniem planów moich.
Najwprzód zwiedziłam szkółkę miejscową. Wszystko zastałam dobrze. Mieszkanie wygodne i obszerne, nauczyciel zdolny, dawny uczeń puławskiej szkoły, ławki, stoły, tablice w należytym porządku, ale przy tym wszystkim dzieci tylko czworo, dwie dziewczynki kucharza, organisty i ekonoma chłopczyk.
Pytam się, dlaczego dzieci tak mało? To lato panienko — odpowie nauczyciel — a latem wiejskie dzieci starsze pomagają rodzicom, a młodsze jeszcze młodszych strzegą.
Nie umiałam poradzić sobie, smutna wróciłam do domu, dopiero ojciec kochany wyprowadził mnie z kłopotu, podając myśl założenia ochrony wiejskiej.
O, dużo miałam trudności, nim tę myśl rozwinąć potrafiłam. Widziałam ja wprawdzie ochrony warszawskie, ale zwiedzając je przez samą ciekawość, najgłówniejszych nie dowiedziałam się rzeczy. Musiałam więc i czytać dużo, i pytać, i radzić się co chwila, i ojca, i mamy, aż nareszcie tak się ułożyło wszystko.
Była w domu naszym jedna wdowa po dawnym ekonomie, z łaski rodziców moich utrzymywana, ją więc zrobiłam główną matką ochrony, z pensji mojej dwadzieścia złotych miesięcznie jej płacić przyrzekłam, ojciec do tego darmo ordynarię przyłączył, a mama kochana co miesiąc na zabawki dla dzieci pięć złotych przeznacza.
Wiesz, że my już mieszkamy w nowym pałacu, dawny dwór drewniany stal pustką prawie, z łatwością wielką jedną stronę, gdzie duża sala i pokoik mały się znajdują, dostałam na ochronkę. Tuż za dworkiem jest podwórko i mój dawny ogródek — teraz już własność ochrony.
W przeciągu dwóch tygodni tak się wszystko pięknie urządziło, że i nasza poczciwa Lipowska swoje obowiązki poznała i mieszkanie się wyporządziło, i dwadzieścia przeszło dziatek zgromadziło się na sali, i sześć sióstr-nianiek do szkółki chodzi.
O nie, nie, już wcale nie tęsknię za Warszawą, jak tu tak użyteczne, tak miłe prowadzę życie. I talenta mi się przydały. Tylko się nie śmiej, moja droga, ja ci najszczerszą prawdę powiem, że chociaż maluję tylko koniki, żołnierzy, ptaszki, zwierzątka dla dzieci wiejskich i to czasem umyślnie jeszcze jaskrawsze jak w naturze, doprawdy wcale mię to nie nudzi, a nawet milsze mi są te próbki od owych historycznych obrazów, o których całe życie marzyłam. I muzyka mi się przydała, łatwą dziecinną nutę układam do piosnek dla dziatek, a kiedy fortepianu przenieść nie można do ochronki, często harfy dźwiękiem do skoków ich zachęcam.
Otóż i arkuszowy list zapełniłam, przebiegłam go oczyma, doprawdy i na drugim arkuszu nie zmieściłabym moich opisów. Lepiej już im dać spokój, zostawić resztę do twojego powrotu, bo jak nam mama twoja robi nadzieję, podobno w przejeździe do nas zboczycie. Dosyć na teraz dowodów, że jestem szczęśliwa w wiejskim ustroniu, bo cel prawdziwy życia poznałam.
ZORZA1
Wstańcie dziateczki! już zorza na niebie Różowym blaskiem jaśnieje, Skromnymi wdzięki nęci wzrok do siebie I dnia przynosi nadzieję. •
Wstańcie dziateczki! już światło nadobne, W swe barwy strojne śle gońce; Spojrzyjcie w zorzę — a oczęta drobne Nie olśni jaskrawe słońce.
„Zorza” 1843 T. I. Autorką wiersza jest W. Trojanowska.