234 ROZDZIM. XI
ne z autoryzacją wypowiedzi. Ponieważ były to zajęcia praktyczne, a nie wykła dy z etyki, ograniczałem się do technik radzenia sobie m.in. z autoryzacją. Po zajęciach podszedł do mnie student i zapytał: „A więc dobry dziennikarz powinien być cwany?” Przykład ten pokazuje, że oddzielanie umiejętności warsztatowych od zagadnień etycznych jest bardzo ryzykowne.
Później ów student stał się jednym z najlepszych i najbardziej dojrzałych. Współprapcuje z mediami i uprawia dobre, a nie „cwane”, dziennikarstwo.
Forma przekazywania informacji jest równie ważna jak treść. Znacznie łatwiej jednak pokazać uchybienia profesjonalne i etyczne w treści publikacji niż w jej for mie. Forma często bardziej wiąże się z estetyką, niż etyką. Estetyka wskazuje czasem (choć nie zawsze) na wyznawane przez dziennikarzy i redaktorów wartości.
Jako przykład pewnego typu estetyki i wrażliwości może posłużyć okładka „Newsweeka Polska” z maja 2007 r.: w wannie, na jej brzegu, siedzi Ryszard Ka puściński, wokół ścielą się gazety. Interpretacja nasuwa się sama: Kapuściński był „umoczony”.
W takich sytuacjach można przypominać tylko ludową mądrość: Jeśli Jan mówi o Pawle, świadczy to przede wszystkim o Janie, a nie o Pawle. W tym wypadku okładka bardziej świadczyła o redaktorach tygodnika, niż o Kapuścińskim.
Wielu dziennikarzy i etyków uważa, że poufność źródeł (confidentiality ofso-urces) jest fundamentalną zasadą i narzędziem profesji. Kodeksy etyki także na kazują bronić tajnych informatorów1. Dziennikarz nie uniknie publikowania informacji ze źródeł, których nie może wskazać. Informatorzy często nie zgadzają się na ujawnienie swoich nazwisk. Taka sytuacja wymaga szczególnej czujności i wysokiego poziomu profesjonalizmu. Informacja bez podania dokładnego źródła jest mniej wiarygodna, a wiedza odbiorcy jest mniejsza i jakościowo gorsza od wiedzy, jaką uzyskałby przy podaniu źródła. Korzystać z anonimowych moż na tylko w ważnym interesie publicznym2.
Korzystanie z anonimowych źródeł stwarza też pokusę manipulacji. Są liczne przykłady, że ulegają jej dziennikarze prestiżowych mediów, nawet laureaci nagrody Pulitzera. Dziennik „The New York Times” ma precyzyjnie określone zasady korzystania z poufnych źródeł.
Jeśli korzysta się z poufnego źródła, jego tożsamość oprócz dziennikarza musi znać jeden redaktor. Może on wtedy osądzić, czy jest ono wiarygodne. Po drugie, nasi dziennikarze muszą o tyle, o ile się da, opisać, dlaczego nie podają tożsamości źródła. Nie wolno powiedzieć: „według naszego anonimowego informatora...", lecz: „według naszego informatora, który pragnie pozostać anonimowy, bo wciąż pracuje w gabinecie Busha...” Czytelnik może wówczas sam osądzić, czy ów informator nie jest np. niezadowolonym pracownikiem. Po trzecie, próbujemy tak precyzyjnie, jak to możliwe bez ujawnienia tożsamości informatora, przybliżyć jego rolę w sprawie. Unikamy sformułowań: „ktoś, kto ma wiedzę na temat przebiegu negocjacji..." Zamiast tego napiszemy: „członek amerykańskiego zespołu negocjacyjnego". To pozwala czytelnikowi osądzić jego motywacje3.
Przy korzystaniu z ukrytych źródeł brak profesjonalizmu, zmęczenie czy lenistwo dziennikarza prowadzi do bardzo poważnych naruszeń etyki, do nieodwracalnego skrzywdzenia konkretnej osoby. Taki przypadek przydarzył mi się przed kilkunastu laty. Z wiarygodnego źródła, które nigdy wcześniej mnie nie zawiodło, dowiedziałem się o sfałszowaniu wyników konkursu na dyrektora szkoły. Informację potwierdziłem w drugim źródle, ale nie było to „niezależne drugie źródło”: obaj moi informatorzy pracowali w tej samej instytucji. Nie dopełniłem więc elementarnego w takich sytuacjach obowiązku potwierdzenia informacji w drugim, niezależnym źródle. Było to konieczne, ponieważ nie mogłem ujawnić nazwisk moich informatorów. Osoba, która rzekomo miała dokonać podmiany kartek w urnie, twierdziła, że konkurs przebiegał prawidłowo.
Skuszony publikacją „grubej afery” i wcześniejszą niezawodnością moich informatorów, opublikowałem tę informację. Okazała się nieprawdziwa. Ani sprostowanie, ani osobiste przeprosiny pomówionego urzędnika z pewnością nie były w stanie zrekompensować uczynionej mu krzywdy.
Przykładem informacji o jakości tabloidowej jest publikacja „Super Expressu” z 28 czerwca 2007 r.
Prawo jazdy Dorota Doda Rabczewska (23 l.) odebrała iv poniedziałek. Następnego dnia miała kolizję: cofając auto, rozbiła reflektor i uszkodziła zderzak w samochodzie śledzących ją reporterów. Zadzwoniła do „Super Expressu”: - Przyjedźcie i sami zobaczcie, oni się specjalnie podstawili! Gdy dotarliśmy na miejsce stłuczki. Doda dyskutowała z panami z drogówki. Policja nie miała wątpliwości: winna była piosenkarka, która została ukarana mandatem i sześcioma punktami karnymi.
Siedzenie popularnych postaci popkultury, o ile nie zgłaszają one wyraźnego sprzeciwu, samo w sobie nie jest nieetyczne, jest wpisane w mechanizmy rządzą-
M. Pctheram, Confidentiality of Sources, [w:| Encyclopedia of Applied EihUs..., vol. 1, s. 583.
• L.A. Day, Ethics..., s. 178-189.
* Opinia publiczna - jedyna instancja. Z Davideni McCraw. prawnikiem „New York Tmtesa" rozmawia Michał Kuźmiński. „Tygodnik Powszechny". 25 (3024). 24 VI 2007. s. 8.