242 ROZDZIAŁ XI
decydowali o życiu innych ludzi? Wydaje się, że na takie pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje się także, że program „Wielki dawca” w większym stopniu dotyczy etyki publiczności, niż etyki mediów.
„Wielki dawca” ukazał nowe, wcześniej nieznane problemy etyczne związa ne z mediami. Obnażył zarazem bezradność normatywnej etyki dziennikarskiej. Żadne normy nie mogą rozwiązać etycznych problemów takich mistyfikacji.
Dziennikarze muszą mieć świadomość mocy mediów. Moc współczesnych jesl bez porównania większa niż mediów sprzed stu lat. Ale i sto lat temu media po trafiły wyrządzić krzywdę. W 1906 r. wybitny taternik Roman Kordys zarzucił mistyfikację pierwszemu zdobywcy wielu szczytów tatrzańskich, Karolowi Engli schowi. W środowiskowym piśmie stwierdził, że Englisch konfabulował i nigdy nie był na większości wierzchołków. Napisał:
Jest rzeczą w tatrzańskich kołach turystycznych powszechnie wiadomą, że nie wszystko to, co p. Dr. Karol Artur de Englisch-Payne w dziesięciu toniach (1898-1907) Rocznika Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego o swoich w Tatrach dokonanych czynach turystycznych pisał, jest prawdziwe i na rzeczywistości oparte. Dziś wiemy ponad wszelką wątpliwość, że p. Dr. Englisch od lat szeregu wprowadzał wszystkich zajmujących się Tatrami i taternictwem systematycznie w błąd, podając i opisując jako dokonane przez siebie po raz pierwszy wyjścia i przejścia nigdy nie odbyte1*.
Po tej publikacji, przez kilkadziesiąt lat, w środowisku wspinaczy postać Karola Englischa (który w czasie II wojny światowej działał w wywiadzie AK pod pseudonimem „Tatrzański” i został zamordowany przez Niemców w 1945 r.) była dwuznaczna.
Zbyt silna była już tradycja; taternictwo polskie wyparło się Englischa, a imię jego przez dziesiątki lat było synonimem mistyfikacji i blagi. Nie było chyba inwektyw, których by na niego nie rzucili współcześni i potomni'9.
Dopiero w latach 70. ubiegłego wieku udało się wykazać, że Karol Englisch w rzeczywistości nie oszukiwał.
O tym, jaką mocą dysponują dzisiejsze media, przekonująco napisała Teresa Torańska:
Pytam znajomych, czy jeszcze pamiętają sprawę dziadka Donalda Tuska. Oczywiście. To o co poszło? Wiadomo. Ze dziadek był w Wehrmachcie i że to nieładnie wyciągać wnukowi grzechy dziadka, bo wnuk temu niewinny. A był? Był, takie czasy. Czyli Jacek Kurski ujawnił prawdę? No tak, ale nic powinien.
" R. Kordys, Mistyfikacje w taternictwie, „Taternik”, 6 (1907), reprint 2007, v 6.
'* B. Chwaśclński, Z dziejów taternictwa. Sport i turystyka. Warszawa 1**79, s IM.
O tym, że Jacek Kurski nie ujawnił żadnej prawdy, bo powiedział dziennikarzowi, iż dziadek Tuska poszedł do Wehrmachtu dobrowolnie, choć w rzeczywistości został do niego przymusowo wcielony i szybko z tego Wehrmachtu uciekł do polskiego wojska na Zachodzie, mało kto pamięta. Słówko „dobrowolnie" znikło. My, dziennikarze, pozwoliliśmy, by znikło. Albo milcząc, albo nie dość zdecydowanie protestując. Nie dopilnowaliśmy, żeby nie znikło. Biję się w piersi, także swoje.
Dziennikarze w wojnie z agitatorami przegrywali od początku naszej wolności. Pozwolili wmówić ludziom, że Mazowiecki wymyślił grubą kreskę, choć jej nie wymyślił i w swoim exposć oświadczył: „Rząd, który utworzę, nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy... Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego załamaniaMazowiecki nigdy nie powiedział, że chce darować komukolwiek jakieś winy i przewiny i że nie trzeba sądzić za zbrodnie.
My, dziennikarze, pozwoliliśmy wmówić ludziom, że w Magdalence podczas okrągłego stołu doszło do tajnego porozumienia między stroną rządową a solidarnościową. Wmawiać zaczęli Krzysztof Wyszkowski i Krzysztof Czabański z Porozumienia Centrum. Jarosław Kaczyński przyciskany przeze mnie, jak było naprawdę, powiedział w 1994 roku: „Ja wiem, że żadnych tajnych porozumień w Magdalence nie było. Ja do Magdalenki nie jeździłem, ale mój brat Leszek jeździł, uczestniczył we wszystkich posiedzeniach, mówił, że nic nie było, i ja mu wierzę".
Dziennikarze pozwolili też przegrać wojnę o prywatyzację państwowych, często deficytowych molochów: „Niewidzialna ręka rynku to ręka złodzieja i aferzysty", okazało się chwytliwe20.
Ksiądz (...), który przejechał rowerzystę, a potem uciekł z miejsca wypadku, nie będzie odpowiadał za jego spowodowanie. Biegli nie dopatrzyli się winy duchownego.
W czerwcu 2005 r. na lokalnej drodze koło Włodawy samochód osobowy potrącił rowerzystę. Kierowca auta uciekł zostawiając ciężko rannego na środku drogi. 19-letni (...) z połamanymi rękami i nogami trafił do szpitala. Przeżył, ale do końca życia zostanie kaleką.
Biorąc pod uwagę opinię biegłych uznaliśmy, że rowerzysta musiał leżeć na jezdni. Z tego powodu kierowca w środku nocy nie mógł uniknąć wypadku21.
10 T. Torańska, Zdumiałam, „Press”, 12(131), 2006, s. 34 -35. łl „Gazeta Wyborcza Lublin". 68 (5376), 21 III 2007. s. 3.