Jeśli uznajemy geometrię Euklidesową dlatego, że zgodna j est ona z tym, co sami dostrzegamy w kształtach przedmiotów — nie wstrząśnie nami zbytnio czyjeś twierdzenie, że Euklides w niektórych miejscach pomylił się o milionowe części centymetra. Wiemy bowiem, że milionowych części centymetra nie potrafimy dostrzec. Geometria Einsteina zaś różni się od geometrii Euklidesa właśnie o takie milionowe ułamki. Jeśli jednak byliśmy przekonani, że Euklides dawał wyraz prawdzie absolutnej — ba, wtedy znajdziemy się w kłopocie. (W rzeczywistości sam Euklides powiedział tylko: „Jeśli założymy to i to, to musimy uznać, że suma kątów w trójkącie równa się dwóm kątom prostym”.)
Z drugiej strony, mamy nader interesujące dowody na to, że myśl ludzka kształtowała się stopniowo, poprzez codzienne doświadczenie. Jedną z takich oznak stanowią słowa, jakimi się posługujemy. Spróbujmy, jeśli potrafimy, wyobrazić sobie jaskiniowca (czy kogokolwiek, kto pierwszy stosował mowę artykułowaną) usiłującego wyjaśnić swemu przyjacielowi następującą myśl: „To, co ten autor mówi na temat pierwiastka kwadratowego z minus jedności, absolutnie nie zgadza się z wyznawanymi przeze mnie poglądami filozoficznymi”. W jaki sposób potrafiłby on przekazać swemu rozmówcy znaczenie, nadawane przez siebie wyrazom tak abstrakcyjnym, jak „filozofia” i „minus jedność”, „absolutnie” itd? Każde dziecko uczące się dopiero mówić staje wobec takich samych problemów. W jaki w ogóle sposób dochodzi ono do rozumienia znaczenia innych słów poza nazwami widzianych przez siebie ludzi i rzeczy?
Bardzo pouczające byłoby wziąć słownik i poszukać takich słów. Prawie zawsze okaże się, że terminy abstrakcyjne, nazwy rzeczy, których zobaczyć nie można, pochodzą od słów oznaczających rzeczywiste przedmioty lub czynności.
Weźmy jako przykład słowa: „pojęcie”, „pojąć”, „pojmować”. Po francusku „czy to pojmujesz?” brzmi comprenez-vous? co oznacza: „czy możesz to schwytać, złapać?”, dość podobnie jak w angielskim zwrocie can you grasp thatl albo w potocznym polskim „połapałeś się w tym ?” Ciągle przecież ludzie we wszystkich językach używają wyrażeń w rodzaju „włożyć do głowy”, „wbić do głowy”, „mieć w głowie”1.
Uczące się mówić dziecko postępuje mniej więcej taką drogą. Uczy się nazw określających jego rodziców i przedmioty codziennego użytku. Uczy się również wyrazów określających jego odczucia: „czy jesteś głodny?”, „czy jesteś zmęczony?”, „on się cieszy”,- „nie bój się”, „czy pamiętasz?”, „powiedz, że przepraszasz”.
Każdy filozof, uczony, nauczyciel, w ogóle każdy zaczynał w taki właśnie sposób: od słów opisujących rzeczy widziane bądź odczuwane. Na tej podstawie rozwinęły się wszystkie kied,ykol-vjiek wymyślone pojęcia złożone. Każdy pisarz lub mówca, któremu kiedykolwiek zdarzyło się ukuć nowe słowo, musiał tłumaczyć jego znaczenie za pomocą innych słów, już znanych i rozumianych. Można by narysować ogromny wykres, stanowiący ilustrację naszego języka; w wykresie tym każde słowo przedstawione byłoby jako prostokącik spoczywający na innych prostokątach — słowach używanych do wyjaśnienia tamtego. U spodu figury znajdowałyby się prostokąty już nie leżące na innych. Byłyby to te słowa, które pojmujemy wprost z doświadczenia — słowa określające to, co widzimy, co odczuwamy, co robimy.
Na przykład — filozofia. Filozofią jest to, czym zajmuje się filozof. Filozof to „kochający mądrość”. Ale znaczenia wyrazów „kochać” czy
Fragment ten, ze zrozumiałych przyczyn, nie jest dosłownym przekładem tekstu angielskiego (przyp. tłum.).