104
malarskim, na scenie i w filmie. Neotomizmowi brakuje demokracji nie dlatego, że - jak się zdaje pozytywistom - jego idee i wartości nie zostały dostatecznie sprawdzone z punktu widzenia panujących stosunków. Nie chodzi też o to, że neotomizm zwleka z zastosowaniem „metod, które jako jedyne umożliwiają zrozumienie stosunków społecznych i konsekwentne nimi kierowanie”65; katolicyzm słynie z takich metod. Tomizm zawodzi, ponieważ jest półprawdą. Zamiast rozwijać teorię, nie troszcząc się ojej użyteczność, jego biegli propagandy ści stale dostosowywali ją do zmiennych wymogów rządzących sił społecznych, a w ostatnich latach także do celów nowoczesnego autorytaryzmu, przed którym - niezależnie od jego obecnej porażki - trzeba uchronić przyszłość. Zawodność tomizmu wynika raczej z jego skwapliwej akceptacji pragmatycznych zamierzeń niż z niedostatku praktycyzmu. Gdy jakaś teoria hipostazuje izolowaną zasadę, która wyklucza negację, paradoksalnie już z góry nastawia się konformistycznie.
Jak wszelkie idee i systemy, które - oferując ostro zarysowane definicje prawdy i głównych zasad - wykazują skłonność do chwilowej dominacji na kulturowej scenie, tak zarówno neotomizm, jak i neopozytywizm obwiniają teorie antagonistyczne w stosunku do swych własnych o wszelkie zło. Oskarżenia zmieniają się wraz z panującymi formami politycznymi. Gdy w XIX wieku naturaliści, jak Ernst Haeckel, zarzucali filozofii chrześcijańskiej, że za pomocą nadprzyrodzonej trucizny osłabia narodową moralność, filozofowie chrześcijańscy nie pozostali dłużni. Dziś tutejsze zwalczające się szkoły oskarżają się wzajemnie o podkopywanie ducha demokracji. Usiłują one swe doraźne argumenty wesprzeć wątpliwymi odniesieniami do historii. Trudno jest oczywiście zachować bezstronność wobec tomizmu, który rzadko zaniedbywał wspieranie ucisku, gdzie tylko ucisk szukał przymierza z Kościołem, a który podaje się za pioniera wolności.
Napomknienie Deweya o reakcyjnym stanowisku Kościoła wobec darwinizmu nie odzwierciedla w pełni stanu rzeczy. Pojęcie postępu znajdujące wyraz w takich biologicznych teoriach wymaga szczegółowego opracowania i może się zdarzyć, że niedługo pozytywiści zaczną podzielać krytyczne nastawienie tomistów. W historii kultury zachodniej Kościół i jego wielcy nauczyciele częstokroć pomagali nauce uwolnić się od zabobonu i szarlatanerii. Dewey zdaje się sądzić, że w szczególności wierzący przeciwstawiali się duchowi nauki. Jest to złożony problem, lecz skoro filozof cytuje w tym kontekście „historyka idei”66, to powinien się od niego dowiedzieć choćby tego, że rozwój europejskiej nauki bez Kościoła jest nie do pomyślenia. Ojcowie Kościoła toczyli nieustępliwą walkę ze wszystkimi odmianami „neurastenii”, między innymi z astrologią, okultyzmem i spirytyzmem, na które pewni filozofowie pozytywistyczni naszych czasów są mniej odporni niż Tertulian, Hipolit czy św. Augustyn.
Stosunek Kościoła katolickiego do nauki zmienia się w zależności od tego, czy Kościół sprzymierza się z siłami postępu, czy też reakcji. Podczas gdy hiszpańska inkwizycja dopomogła skorumpowanemu dworowi w stłumieniu wszelkich rozumnych reform ekonomicznych i społecznych, niektórzy papieże utrzymywali stosunki z mchem humanistycznym na całym świecie. Wrogom Galileusza nie było łatwo osłabić jego przyjaźń z Urbanem VIII, a ich ostateczny sukces należy tłumaczyć raczej ingerencją Galileusza w sprawy teologii i teorii poznania niż jego poglądami naukowymi. Wincenty z Beauvais, największy średniowieczny encyklopedysta, mówił o Ziemi jako o punkcie we wszechświecie. Wydaje się, że sam Urban traktował teorię Kopernika jako użyteczną hipotezę. Tym, czego obawiał się Kościół, nie było przyrodoznawstwo jako takie; z nauką bowiem był on w stanie dać sobie radę. Dowody Kopernika i Galileusza budziły jego wątpliwości; dlatego mógł przynajmniej stwarzać pozory, że w procesie Galileusza idzie o obronę racjonalności przed pochopnym wnioskowaniem. Z pewnością w niemałym stopniu do skazania Galileusza przyczyniła się intryga. Aliści advo-catus diaboli z powodzeniem mógłby powiedzieć, że ociąganie się niektórych kardynałów z akceptacją jego teorii wynikało z podejrzenia, że ma ona pseudonaukowy charakter, tak jak astrologia czy dzisiejsza teoria ras. Myśliciele katoliccy żarliwiej niż jakikolwiek empiryzm czy sceptycyzm bronili teorii człowieka i przyrody
66 Tamże, s. 31.