Mit i znak
ko dlatego że jej historia jest naprawdę literaturą: spojrzeniem, które uznaje Małgorzatę, nie jest spojrzenie kochanka, ale spojrzenie widza lub czytelnika, wiedzącego, iż Armand jest w błędzie.
A więc nieporozumienia, które posuwają naprzód intrygę, nie są nigdy natury psychologicznej (aczkolwiek słownictwo sztuki posługuje się nieprawnie psychologią): Armand i Małgorzata nie należą do tego samego społecznego świata i nie może między nimi powstać ani godna Racine’a tragedia, ani gra miłosna jakby pióra Marivaux. Konflikt jest zewnętrzny, nie mamy tu do czynienia z namiętnością, rozdzieloną przeciwko sobie samej, ale z dwoma namiętnościami, które różnią się swą naturą, ponieważ pochodzą z różnych miejsc społeczeństwa. Namiętność Armanda, typu mieszczańskiego, przywłaszczającego, jest - ze swej definicji -zabójstwem bliźniego; namiętność zaś Małgorzaty może uwieńczyć jej trudy, by zostać uznaną, li tylko pod warunkiem, że zostanie poświęcona; to zaś z kolei zniszczy, zabije miłość Armanda. Prosta różnica społeczna, podjęta i pogłębiona przez sprzeczność dwu ideologii miłosnych, może dać w wyniku tylko miłość niemożliwą; śmierć Małgorzaty (jakkolwiek by była mała i sentymentalna) jest właściwie algebraicznym symbolem owej niemożliwości.
Różnica miłości wynika oczywiście z różnicy w rozeznaniu: Armand żyje w odwiecznej „istocie” miłości, Małgorzata zaś - w świadomości swego wyobcowania, wyłącznie w niej; wie ona, iż jest kurtyzaną i — w pewnym sensie - chce kurtyzaną być. Pragnie dostosować się do swej sytuacji tak, by zostać w niej uznaną; to ją tylko zajmuje. Raz podejmuje swą legendę, spełnia ją z ostentacyjną przesadą, pozwalając się porwać tradycyjnemu zamętowi życia kurtyzany (podobna do tych pederastów, którzy, afiszując się ze swymi upodobaniami, starają się ogarnąć, spełnić swój los). Raz znów daje do zrozumienia, iż może stać się kimś innym
i większym, niż jest; chce, aby uznano w niej nic tyle „przyrodzoną” cnotę, ile poświęcenie, właściwe kobietom jej zawodu; jak gdyby Małgorzata, decydując się poświęcić, pragnęła nie zabić w sobie kurtyzanę, ale wręcz przeciwnie — ukazać jasno kurtyzanę doskonałą, która, niczego z siebie nie tracąc, została uwznioślona czcigodnym mieszczańskim uczuciem.
Można już teraz dostrzec mityczną treść miłości Małgorzaty, prawzoru drobnomieszczańskiej uczuciowości. Reprezentuje ona bardzo osobliwy stan mitu, określony przez półrozeznanie, albo, mówiąc ściślej, rozeznanie pasożytnicze (to samo, które wskazałem mówiąc o astrologii). Małgorzata zna swoje wyobcowanie, to znaczy widzi rzeczywistość jako wyobcowanie. Ale to rozeznanie daje w wyniku postępowanie czysto służalcze: Małgorzata albo gra rolę, której spodziewają się po niej panowie, albo też stara się osiągnąć wartość, właściwą dla świata panów. W obu wypadkach Małgorzata jest tylko przytomną, ale wyobcowaną świadomością. Widzi, że cierpi, ale nie może sobie wyobrazić żadnego lekarstwa, chyba takie, które by pasożytowało na jej cierpieniu; wie, że jest przedmiotem, ale nie dostrzega innego przeznaczenia niż umeblowanie sobą muzeum panów. Mimo groteskowej fabuły podobna postać posiada niewątpliwe bogactwo dramatyczne. Zapewne, nie jest ani twórcza (fatum, które ciąży na Małgorzacie, nie jest metafizyczne, ale społeczne), ani komiczna (jej postępowanie zależy od jej doli, nie od jej istoty), ani też, oczywiście, rewolucyjna (Małgorzata nie krytykuje nigdy swego wyobcowania). Ale niewiele jej w gruncie rzeczy brakuje, aby osiągnęła statut postaci Brechta, postaci, które są wyobcowanymi przedmiotami, ale także - źródłem krytyki. Tym, co od takiego statutu nieodwołalnie oddala, jest „dodatniość” Małgorzaty. Małgorzata Gautier, „wzruszająca” dzięki gruźlicy i pięknym słówkom — otumania całą publiczność, przekazuje jej swą własną ślepotę. Gdyby była głupia