SWOI I OBCY
rakterów może tu być właśnie punktem wyjściowym dla powstania silnej więzi międzyludzkiej.
Łatwo więc daje się zauważyć, że stwierdzenie różności bynajmniej nie jest identyczne ze stwierdzeniem obcości. Można być różnym ode mnie, ale niemniej być dla mnie bardzo swoim. Inaczej jednak sprawa wygląda, gdy kogoś odczuwamy jako obcego. W tym wypadku z reguły powołujemy się na to, że ów obcy jest pod jakimś jednym czy wieloma względami od nas różny i że różność ta jest tak zasadnicza i uderzająca, iż pociąga za sobą wytworzenie się w nas poczucia obcości w stosunku do owego człowieka czy całej grupy.
Są to postawy i oceny niezmiernie pospolite, właściwe każdemu z nas. Niekiedy je racjonalizujemy, najczęściej przyjmujemy je jako coś oczywistego i niewymagającego uzasadnienia. Xjest zasadniczo różny ode mnie i dlatego muszę go odczuwać jako obcego.
Różność ta może być odczuwana bardzo ostro, jako coś j całkowicie sprzecznego z tym, co uważamy za specyficznie nam I właściwe. Co więcej, możemy w niej widzieć groźbę dla siebie, B niebezpieczeństwo dla własnego istnienia i dlatego to uważamy I za szczególnie cenne. Xmoże być tak dalece od nas różny, że jego I istnienie zagraża mojemu istnieniu, że on i ja razem się nie mieś- I cimy. W tym wypadku różność będzie podstawą odczuwania nie i tylko obcości, ale i wrogości. Do takiego obcego ustosunkowujemy się bardzo nieżyczliwie, antagonistycznie.
Zresztą jakaś — choćby drobna — doza zachowania się anta-gonistycznego cechuje nasze ustosunkowania się do wszelkiego obcego. Nawet w tym wypadku, gdy stosunek nasz do niego jest pozbawiony emocjonalnego zabarwienia, gdy do obcego odnosimy się obojętnie. Sama ta obojętność świadczy o braku zaufania, o jakiejś dozie nieżyczliwości. Aby mieć do kogoś pełne zaufanie, musimy przestać uważać go za obcego. To nie oznacza, byśmy zawsze i bezwzględnie ufali tym, których uważamy za swoich. Ale obcy, przez to samo już, że jest dla nas obcym, wywołuje w nas
poczucie dystansu, niepewności, nieufności. To zaś łatwo może się przerodzić w otwarty antagonizm, we wrogość.
Wszędzie też tam, gdzie w stosunkach międzyludzkich zaznacza się postawa wrogości i stosunki te determinuje, wszędzie tam istnieje obcość. Niekiedy poczucie obcości rodzi wrogość, ale niekiedy wrogość rodzi obcość. Skłóceni członkowie tej samej rodziny, skłóceni małżonkowie, kochankowie, przyjaciele stają się sobie obcymi. Ciągle mówimy o ludziach, którzy się „wyobcowali” z naszego życia czy naszego środowiska.
Pamiętajmy jednak, że poczucie obcości niekoniecznie musi iść z wyraźnym antagonizmem. Ta doza antagonizmu w stosunku do przypadkowego obcego, wynikająca z braku zaufania czy z niepewności, może być bardzo niewielka. Sprowadza się ona raczej do braku zainteresowania dla osoby obcej i jej spraw, do obojętności z naszej strony, do neutralności w naszej ocenie obcego. Dla Polaka Gwatemalczyk jest obcym. Ale nie jest przedmiotem jego nieżyczliwości. Może mu być doskonale obojętny. Ostatecznie cóż Polak wie o Gwatemalczyku? Ten jest całkowicie poza obrębem życiowych doświadczeń Polaka. Jest jakąś nazwą, symbolem czy cieniem. W życiu codziennym olbrzymia liczba „obcych” jest dla nas tylko cieniami, symbolami, figurami, które — jeśli bezpośrednio się z nimi stykamy—przechodzą kolo nas bez zwrócenia na siebie uwagi i szybko giną z naszej pamięci.
W rzeczywistości jednak sprawa nie wygląda tak prosto, jak by to wynikało z naszego dotychczasowego przedstawienia. W praktyce życia codziennego rzeczy te nie wyglądają tak prosto ani tak jednolicie, jak wszystko co ludzkie, są one pełne sprzeczności, niekonsekwentne i — gdy chodzi o przełamywanie się ich w świadomości ludzkiej — ambiwalentne.
Zacznijmy od różności. Aby stwierdzić, że X jest różny ode mnie, muszę tę różność zauważyć. Inaczej — musi to być różność, która narzuci się mojej uwadze w sposób wystarczająco silny i przekonujący. Jakaż to ma być różność, co sprawia, że mi się ona narzuca, w jakich warunkach to następuje?
63