równo na audiencjach publicznych, jak i w czasie rozmów dyplomatycznych prowadzonych z obcymi dyplomatami.
Wspomnieliśmy wyżej, że podwójne kierownictwo poselstw znane było w zasadzie tylko w stosunkach z Rosją, a jedyny wyjątek stanowiło tu poselstwo do Szwecji w roku 1655. Do stwierdzenia tego należy dodać jeszcze jedno: jeżeli jakieś wielkie poselstwo składało się z dwóch posłów, to we wszystkich znanych nam przypadkach jeden z wielkich posłów pochodził z Korony, drugi z Litwy. Z obu naszych stwierdzeń wynika wniosek bezsprzeczny: poselstwa do Moskwy składały się często z dwóch posłów ze względu na specjalne zainteresowania Wielkiego Księstwa Litewskiego sprawami stosunków ze wschodnim sąsiadem i na specjalne uprawnienia Litwinów w tej dziedzinie. Przykład poselstwa Leszczyńskiego z Korony i Naruszewicza z Litw1y do Szwecji potwierdza tylko nasz wniosek, sprawca bowiem stosunków ze Szwecją na wiosnę 1655 roku interesowała w równym stopniu obie części Rzeczypospolitej.
Kolejna grupa dyplomatów to rezydenci. Dzielili się oni, podobnie jak posłowie, na rezydentów króla oraz króla i Rzeczpospolitej. Wiele jeszcze kwestii związanych z instytucją rezydentów jest niejasnych, i bez bliższych badań nie da się wyjaśnić. Jedno jest niewątpliwie pewne, że w naszej epoce instytucja rezydentów zagranicznych znacznie się rozszerzyła, tworząc niewątpliwie zalążek późniejszych stałych przedstawicielstw dyplomatycznych.
Jest to stwierdzenie bardzo istotne wobec znanej invidii Rzeczypospolitej szlacheckiej do stałych misji dyplomatycznych, na co zwracali uwagę współcześni autorzy (np. Wicąuefort, de Vattel) i późniejsi historycy. Jak wiadomo, apogeum tej nienawiści szlachty i magnaterii do stałych przedstawicielstw państw obcych przypadło na okres panowania Jana III Sobieskiego, kiedy to uchwałą sejmu 1683 r. zabroniono stałego rezydowania wszelkim obcym posłom. Rzecz przy tym ciekawa1 iż konstytucję sejmową w tej materii uchwalono w roku następnym po śmierci Johanna von Hoverbecka, posła brandenburskiego, który przez 50 lat rezydował w Warszawie.
Stosunek szlachty do instytucji rezydentów był niechętny już znaczenie wcześniej. Sejmiki przedsejmowe w roku 1661 ustosunkowały się negatywnie do postulatu królewskiego w sprawie powiększenia liczby rezydentów polskich za granicą. Jan Kazimierz w legacji na sejmiki w tymże roku, podkreślając wragę instytucji rezydentów zagranicznych, wskazywał na konieczność utrzymania tego typu przedstawicieli w Austrii, Anglii, Francji, Turcji, Szwecji, Holandii i Brandenburgii, gdyż państwa te bądź mają już swoich przedstawicieli w Polsce, bądź życzą sobie, by ich mieć.
Liczba rezydentów polskich za granicą wzrosła w naszej epoce znacznie. Zbyt długa jest ich lista, byśmy mogli wymienić ich wszystkich. Do
najbardziej znanych należeli Mikołaj de Bye (Bije) rezydent królewski w Hadze, Abraham Wicąuefort, który reprezentował króla polskiego w Niderlandach w siódmym dziesięcioleciu XVII w., rezydent w Rzymie w czasach Sobieskiego (po roku 1682) Jan Kazimierz Denhoff, i wreszcie rezydenci w Moskwie — Paweł Swiderski w latach siedemdziesiątych i Jerzy Dowmont w latach 1688 - 1694.
Znany bardziej z dziejów myśli polskiej i polskiego arianizmu niż z historii dyplomacji był rezydent króla polskiego w hanzeatyckim Hamburgu Stanisław Lubieniecki, który sprawował tam funkcje w latach 1667 - 1674. W tymże Hamburgu rezydentami polskiego monarchy byli jeszcze w drugiej połowie stulecia Gdańszczanin Daniel Salomon i nieprzeciętnie zdolny i inteligentny dyplomata Jakub Abensur, pochodzący z osiadłej w Hamburgu żydowskiej rodziny z Portugalii. W pierwszych latach panowania Jana Kazimierza jego rezydentami na dworze francuskim byli Jakub de Garsalan i Izaac Bartet. Rezydentem Sobieskiego w Stambule był przez wiele lat kawaler maltański Samuel Proski.
Rezydenci polscy za granicą to przeważnie cudzoziemcy, nie zawsze mogący i chcący bronić spraw swego mocodawcy. Najlepszego przykładu dostarcza tu wspomniany rezydent haski Mikołaj de Bye, który w okresie najazdu szwedzkiego na Polskę w latach 1655 - 1660 reprezentował u Stanów Generalnych Holandii nie tylko króla polskiego, ale równocześnie i Fryderyka III, księcia holsztyńsko-gotterpskiego, teścia Karola X Gustawa. Nic więc dziwnego, że de Bye nie mógł się należycie wywiązać ze swoich zobowiązań wobec obu walczących ze sobą stron.
i
Rezydenci królów polskich byli w przeciwieństwie do sekretarzy poselstw dyplomatami samodzielnymi, oczywiście niższej rangi. Wielu re-zydentów-cudzoziemców było pochodzenia nieszlacheckiego, że przypomnimy tu tylko Salomona i Abensura. Szlachta i magnateria polska zwalczająca zaciekle rezydentów obcych w Polsce i bardzo niechętna rezydentom królewskim za granicą, uznała to za argument w walce przeciw tej instytucji i w paktach konwentach z Augustem II w 1697 r. wymogła na nim zobowiązanie, nie nowe zresztą, że posłami mogą być tylko bene nati et possesionati.
' „Także na ablegacyje ordynaryjne — czytamy dalej w paktach konwentach — rezydencje, agencyje, na dworach cudzoziemskich sekreta-nie żadne cudzoziemskie osoby tylko szlachtę bene possessionatos btrarumąue gentium do państw postronnych posyłać mamy"H.
Jest to jednak sprawa późniejsza. W drugiej połowie XVII w. królowie dobierali sobie rezydentów według swego uznania. Z chwilą, gdy cudzoziemiec został reprezentantem monarchy polskiego za granicą, Jfczechodził P°d je8° jurysdykcję. Znamy konkretny przypadek, gdy 1
271
VoL Leg. t. VI, s. 17, Por. S. E. Nahlik, op. cit., s. 60.