kilku, ani wreszcie ślepy, choć uparty, optymizm, nikomu nie wystarcza. Prorok, który nie potrafi podsunąć znośnej alternatywy, lecz wyłącznie przewiduje nieszczęście, sam jest częścią pułapki, której każe się wystrzegać. Nie tylko maluje on obraz człowieka schwytanego w kosmiczną zasadzkę, którą zastawił sam na siebie lub którą zastawił na niego Bóg, nie dając mu żadnej szansy ucieczki, lecz nadto zmusza nas do słuchania, jak z godziny na godzinę katastrofa przybliża się do nas, i nieunikniona przyszłość zamyka się nad naszymi głowami. Takiej wróżby człowiek słuchać nie potrafi. Sytuacja, w jakiej się znajduję, wychowanie, jakie otrzymał, wiedza, jaką zdobył, nie pozwalają mu poświęcać czasu na wysłuchiwanie złowróżbnych przewidywań. Jedni więc tańczą, inni ulegają zagładzie płonąc, jak pochodnia. Jedni chwytają się narkotyków, inni w przypływie artystycznej weny zachla-pują płótno farbą, jak popadnie. Tych, którzy problem ten próbują brać serio, może być zbyt mało na podjęcie koniecznych działań mogących nas uchronić przed kataklizmem.'-J być może, jeśli nie znajdzie się ich więcej, zagłada jest nieunikniona. Gdy to mówię, nie przepowiadam przyszłości jak Ka-sandra, lecz wskazuję pewne możliwości, jak ktoś, kto przeżył II wojnę światową, gdy pod naciskiem sytuacji, która groziła niemal nieuniknionym nieszczęściem, potrafiliśmy jako lud zebrać siły i środki, by odeprzeć wiszącą nad nami katastrofę. Dziś sądzę, że jednym z najważniejszych środków, które mogą nas ocalić przed nieskończenie poważniejszym zagrożeniem, jest gotowość każdego z nas do. użycia wiedzy, którą już zdobył, ze świadomością, że nie jest to jeszcze wiedza wystarczająca. Wówczas wisiała nad nami groźba straszna. Mogliśmy się spodziewać zagłady nauki i kultury humanistycznej. Mogliśmy się obawiać, że świat zachodni zginie pod naporem demonicznej kultury, która potrafiła użyć nie tylko technologii, wynalezionej przez naukę, lecz nadto uniemożliwiała samej nauce dostarczenie środków wyzwalających nowe siły w człowieku. Groziły nam setki lat „mroków średniowiecza”, i tak ograniczone były nasze horyzonty w owym czasie, tak wąskie wyobrażenia czasu i przestrzeni, że zgaśnięcie kultury europejskiej i amerykańskiej na okres kilkuset lat wydawało się zbyt straszną możliwością, by można w nią było uwierzyć; choć nie Wykluczone, iż dlatego, że wyobrażenia nasze były tak ciasne, udało nam się stawić czoła ternu zagrożeniu. Tymczasem dziś, perspektywa zniszczenia całego gatunku ludzkiego, życia na naszej planecie i samej planety jest możliwością, którą tylko niewielu ludzi potrafi sobie wyobrazić. Chwytając się wyobrażeń teologii i science fiction, współczesny człowiek gotów jest przypuścić, że wszystko uległo zniszczeniu, lecz on sam ocalał. Jest to ten sam niepoprawny optymizm, który ogarnął mnie kiedyś w samochodzie pędzącym bez kontroli ku zagładzie. Przyszły mi na myśl dzieci kierowcy, które za chwilę miały zostać sierotami, i powiedziałem do siebie: „Ja się nimi zaopiekuję".
Taki optymizm jest naszą nadzieją i naszym największym niebezpieczeństwem. Gdy powodem
17