w nocy pod jego dom przypływa łódź. Mają ^ ewakuować, to powódź. Woda sięga już pienvszęg0 piętra budynków. W kuchni przeciska się przez fo. gi między kafelkami i wypływa ciepłymi strużkami z elektrycznych gniazdek. Książki spuchły od wilgoci. Otwiera jedną i widzi, że litery spływają jak makijaż, pozostawiając puste zamazane kartki. Okazuje się, że wszyscy odpłynęli już poprzednim transportem, został tylko on.
Przez sen słyszy krople leniwie padającej z nieba wody, która po chwili zamienia się w gwałtowną krótką ulewę.
Benedictus, qui venit
Kwiecień na autostradzie, smugi czerwonego słońca na asfalcie, świat starannie przykryty lukrem niedawnego deszczu — wielkanocna babka. W Wielki Piątek, o zmierzchu, gdzieś między Belgią i Holandią jadę samochodem — nie wiem dokładnie, bo granica znikła, zatarła się zupełnie, nie używana. Stacja radiowa nadaje „Requiem”. Przy HBenedictus" wzdłuż autostrady zapalają się lampy, jakby chciały uprawomocnić przekazane mi przez radio mimowolne błogosławieństwo.
Lecz, prawdę mówiąc, mogło to znaczyć tylko tyle, że znalazłam się już w Belgii, gdzie miłym dla podróżnych zwyczajem oświetla się wszystkie autostrady.
Panoptikum
Panoptikum i wundcrkamera, jak się dowiedziałam z przewodnika po muzeum, to stateczna para, która poprzedzała istnienie muzeów. Były to wystawy zbiorów wszelkich osobliwości, które ich właściciele zwozili z dalszych i bliższych podróży.
Nie można jednak nie pamiętać, że panoptikonem Bcntham nazwał swój genialny system dozorowania więźniów; miał on na celu taką konstrukcję przestrzeni, żeby każdy z więźniów byl nieustannie widziany.
Kunicki. Woda 11
— Wyspa nie jest znowu taka wielka — mówi rano Djurdżica, żona Branka, i nalewa mu mocnej, gęstej kawy do filiżanki.
Wszyscy to powtarzają jak mantrę. Kunicki rozumie, co chcą mu powiedzieć, sam to wie, że wyspa jest zbyt mała, żeby się na niej zgubić. Wyspa ma ledwie ponad dziesięć kilometrów długości i tylko dwie większe osady, miasta Vis i Komiżę. Można ją dokładnie przeszukać, centymetr po centymetrze, jak szufladę. I ludzie w obu miasteczkach dobrze się znają. Noce są ciepłe, na polach rosną winnice, a figi prawie już dojrzały. Nawet jeżeli zabłądzili, nic im się nie stanie, nie umrą z głodu ani z zimna, nie zjedzą ich dzikie zwierzęta. Spędzą ciepłą noc na suchej, rozgrzanej trawie, pod oliwką, będą słyszeć senny szum
41