12 Krzysztof Zuba
wódca nie może narzucać swej władzy, musi ona być akceptowana przez stronników. Z przywództwem - stwierdza Burns - mamy do czynienia, kiedy do wspólnej „gry” wciągnięci zostaną również stronnicy. Owo wciągnięcie musi mieć jednak charakter dobrowolny i świadomy, uzyskany dzięki mobilizacyjnym zdolnościom przywódcy. W przypadku władzy tak nie musi (choć może) być. Władca nie musi mieć stronników, wystarczą podwładni, zaś motorem ich działania może być czysty przymus lub groźba jego użycia [Burns, 1978: s. 18-19].
Implikuje to również określenie drugiej strony interakcji, czyli stronników, do których można zaliczyć jedynie świadomych i aktywnych członków grupy. Wykluczyć zaś należy członków pasywnych oraz sprzeciwiających się celom realizowanym przez przywódcę. Burns podziela w tej mierze stanowisko, częstokroć przez siebie cytowanego, Bertranda Russella, który stronnika określa jako „kogoś, kto świadomie podąża za przywódcą” [Russell, 1965: s. 12]. W tym duchu wypowiada się również F. G. Bailey: „Stronnik to ktoś, kto akceptuje przewodnictwo, ustpsunkowując się wobec niego poprzez odpowiednie działania” [Bailey, 1988: s. 11]. To z kolei implikuje, iż w obrębie każdej grupy (w tym grupy narodowej) można wyodrębnić trzy typy podmiotów: przywódca - stronnicy - niezaangażowani [por. Holmes, Sholley, Walker, 1980: s. 42].
Tak więc podstawową cechą przewodzenia jest dobrowolność relacji pomiędzy przywódcą a stronnikami. Bailey stwierdza, iż przywództwo jest przeciwieństwem dominacji. Zaufanie, którym przywódcę obdarzają stronnicy, wynika poniekąd z uczuć, jakim go darzą. Może to być miłość, może to być swoiste zauroczenie, ale nie może to być respekt, bo respekt wiąże się ze strachem, a ten jest zwykle funkcją przymusu [Bailey, 1988: s. 9]. Uznaje się więc, iż to, co wyróżnia „zwykłe rządy” od przywództwa, to charakter władzy. W pierwszym przypadku opiera się ona na przymusie, w drugim na autorytecie. Czy jednak rzeczywistość nie przeczy takiemu podziałowi? Jean Blondel wskazuje na trudności z oddzieleniem „czystego przymusu” od „delikatnego wymuszania”, „zdecydowanej sugestii” czy wreszcie tzw. „prośby nie do odrzucenia”. Doświadczenie uczy, że formy przymusu i perswazji przeplatają się tak ściśle, iż w rzeczywistości rzadko mamy do czynienia z ich czystymi przejawami. Trudno też znaleźć jakiegokolwiek władcę czy przywódcę, który odwołuje się tylko do przymusu bądź całkowicie z niego rezygnuje [Blondel, 1987: 30-33], David M. Rosen należy do nielicznych, którzy bronią przymusu jako formy działania przywódcy w stosunku do stronników. Co istotne, czyni to w sposób przekonujący. Współczesne, zinstytucjonalizowane formy przywództwa niemal zawsze odwołują się do przymusu - stwierdza Rosen. To, co jednak odróżnia przywództwo od „czystej władzy”, to jej legitymizacja, a zatem i legitymizacja przymusu. Dobrowolny charakter poparcia udzielanego przez stronników nie zostaje więc podważony. Popierając przywódcę, stronnicy popierają również jego prawo do stosowania przymusu. Wycofanie tego prawa jest cofnięciem legitymizacji przywódcy [Rosen, 1984: s. 42].
W ramach władzy można więc wyznaczyć wyraźny rozdział pomiędzy przywódcami a „zwykłymi” osobnikami sprawującymi władzę polityczną, choć - jak widać - podział to często subtelny. Taki bipolarny model kwestionuje m.in. Jean Blondel, uznając, iż dychotomia ta jest fałszywa, zaś sam podział można przeprowadzić jedynie jako konstrukcję intelektualną o niewielkiej wartości analitycznej. Blondel wydziela trzy zjawiska: przywództwo, sprawowanie władzy i pełnienie urzędu. Prawdą jest - przyznaje - iż pełnienie urzędu nie musi być tożsame z przywództwem, tak jak nie musi być tożsame z władzą polityczną. Królowa brytyjska, prezydent Republiki Federalnej Niemiec czy Republiki Włoskiej - oto przykłady sprawowania najwyższych urzędów pozbawionych de facto władzy politycznej, a przez to również podstawowego atrybutu przywództwa. Najwyższe urzędy w ramach grupy, którym przypisana jest określona władza polityczna, mogą jednak warunkować przywództwo. I tu dochodzimy do głównego wątku blondelowskiej analizy relacji władzy i przywództwa. Władza co prawda jest kategorią szerszą niż przywództwo, jednak tylko minimalnie szerszą, zaś rozdzielenie, które dokonuje Burns, idzie zbyt daleko. Władza przywódcza - wg Błon-dela - cechuje się dwoma zasadniczymi atrybutami określającymi jej zakres:
1) ma charakter ciągły'', względnie trwały; nie może więc być przywództwem jednostkowe, jak również krótkotrwałe oddziaływanie na władzę;
2) odnosi się do działań i decyzji strategicznych dla grupy. Nie można więc uznać za przywództwo partycypowanie (nawet trwałe) w jakimś skrawku władzy, gdyż jest to niejako „podwykonawstwo” w ramach szerszej władzy. Przywódca skupia swą uwagę na działaniach strategicznych, poszczególne „odcinki frontu” pozostawiając „podwykonawcom”. Nie oznacza to jednak ograniczenia jego władzy, gdyż rozciąga się ona na całość grupy, stąd też może on dobierać sobie „podwykonawców” oraz ingerować w ich kompetencje. Owo skupienie uwagi przywódcy na kwestiach strategicznych ma charakter prestiżowy oraz praktyczny j Blondel, 1987: s. 10-15].
I jeszcze jedna kwestia, będąca jednym z „odprysków” dyskusji o relacjach władzy i przywództwa, a sprowadzająca się do pytania, czy przywódcą może być tylko jednostka. Samuel E. Watson nie ma wątpliwości - przywództwo to atrybut jednostki: „przywództwo jest z natury swej zindywidualizowane”, przynależne określonej jednostce, nie zaś „jakimś instytucjom, siłom [nawet społecznym - K. Z.\ czy systemom” [Watson, 1996: s. 734], Zasadniczo podejście takie nie jest otwarcie kwestionowane. Tu i ówdzie, Z reguły na marginesie, pojawia się jednak kategoria „przywództwa kolektywnego” (lidinger, 1967: s. 12], Autorzy często popadają przy tym w sprzeczność - jak Robert Ulgie, który wspomina coś o „kolektywie przywódczym” pomimo iż w dokonanym wcześniej przeglądzie ujęć definicyjnych jasno ukazuje, iż rola przywódcy odnosi się ilu jednostki lub jednostek nie tworzących grupy [Elgie, 1995: s. 3, 5]. Jeszcze częściej łO pomieszanie występuje w analizach określonych grup czy systemów. Mamy tu do
nienia z beztroskim mieszaniem kategorii „elita polityczna” i „przywódca” [por. Miller, 1989: s. 54; Welsh, 1987: s. 7-8; Harasymiw, 1983: s. 229j. i;. Kolektywem jest elita, w szerszym zakresie - stronnicy, ale czy może taką formę piyyjąć również przywództwo? Czy kolektyw nie wyklucza przywództwa? Wydaje się,