sobie ujrzałam spoglądającą ku mnie poważną, lecz piękną twarz. Przy mym posłaniu klęczała młoda kobieta z dłońmi ukrytymi pod kołdrą. Patrzyłam na nią z uczuciem miłego zaskoczenia i przestałam popłakiwać. Dama pogłaskała mnie, po czym ułożyła się obok na łożu i uśmiechając się, przyciągnęła mnie ku sobie. Natychmiast ogarnęło mnie błogie ukojenie i ponownie zapadłam w sen. Obudziło mnie uczucie, jak gdyby w pierś wbijały mi się dwie igły. Krzyknęłam głośno. Dama zerwała się i z utkwionym we mnie wzrokiem osunęła się na podłogę i - jak mi się wydawało - skryła pod łożem.
Teraz dopiero ogarnęło mnie przerażenie. Zaczęłam krzyczeć z całych sił. Dziewczyna służąca, niania, ochmistrzyni - wszystkie naraz wbiegły do pokoju. Usłyszawszy moją opowieść, starały się ją zbagatelizować, uspokajając mnie zarazem, jak tylko mogły. Jednakowoż, choć byłam jeszcze dzieckiem, dostrzegłam malujący się na ich pobladłych twarzach głęboki niepokój, którego nie potrafiły ukryć. Widziałam, jak zaglądają pod łoże i stoły, przeszukują cały pokój, otwierają szafy, a ochmistrzyni szepnęła do niani: - Dotknij tego zagłębienia na posłaniu: ktoś tu leżał jak amen w pacierzu, to miejsce jest jeszcze ciepłe.
Pamiętam, że dziewczyna służąca pieściła mnie, a wszystkie trzy oglądały miejsce na piersi, gdzie, jak im powiedziałam, poczułam ukłucie. Orzekły wszakże, iż nie mogą dostrzec niczego, co mogłoby potwierdzić prawdziwość mojej opowieści. Ochmistrzyni i obie służące mające na pieczy dziecinny pokój zostały ze mną przez całą noc. Od owej chwili aż do mego czternastego roku życia w pokoju dziecinnym każdej nocy czuwała służąca.
Po wydarzeniu tym przez długi czas nie mogłam dojść do siebie. Zawezwano doktora. Był to blady, starszy pan. Doskonale pamiętam jego pociągłą, smutną twarz z widocznymi śladami ospy i rudawą perukę. Przez długi czas pojawiał się on co drugi dzień i dawał mi lekarstwo, którego, rzecz jasna, nie znosiłam.
Pierwszego ranka po ujrzeniu owej zjawy byłam tak przerażona, że mimo białego dnia ani przez moment nie mogłam znieść samotności.
Przyszedł ojciec, stanął przy łożu i wesoło ze mną rozmawiał. Wypytywał też nianię; pamiętam, jak wesoło się roześmiał, słysząc którąś z jej odpowiedzi. Przypominam sobie, że poklepał mnie po ramieniu i pocałował, mówiąc, żebym się nie bała, że był to tylko sen i że nic złego się nie stało.
Nie uspokoiło mnie to jednak. Wiedziałam z całą pewnością, że odwiedziny dziwnej kobiety nie były snem, i wciąż przeraźliwie się bałam.
Uspokoiły mnie nieco zapewnienia dziewczyny służącej, że to ona weszła do pokoju i położyła się koło mnie, ja zaś, w półśnie, nie poznałam jej. Ale opowieść ta, choć potwierdzona przez nianię, nie usunęła w pełni mego niepokoju.