rejestraeh) w soczysty koirLralt, co da-wałomu możliwości wokalne, z
Freddle Mercury
Freddie Mercury należał do postaci, które zawsze przysparzają kłopotów obserwatorom I krytykom, 'i rozterek wielbicielom. Główną przyc yną zamieszania, jakie wprow?drbyła jego wszechstronność.
Zostaliśmy wychowani w tradycji jednoznaczności. Czujemy w sobie wewnętrzny imperatyw samookreślenia wobec reguł przyjętych przez większość, Codziennie zmuszani jesteśmy do odpowiedzi pozwalających przydzielić nas do jednej z istniejących grup: liberał lub konserwatysta, romantyk lub racjonalista, chudy lub gruby, śmieszny lub smutny, przywódca albo poddany, aktywny - pasywny ■mądry - głupi, odważny - strachli-wy, męski - damski, żarłok niejadek. Wszystkie te podziały są oczywiście monstrualnym nieporozumieniem. Zrodziło je prymitywne wojskowe pragnienie szeregu i musztry. Każdy, kto z szyku wystaje, stwarza kłopot , nie może więc liczyć na awans.
Freddie Mercury, wokalista brytyjskiej rockowej grupy .Queen”, pół roku temu zmarły na AIDS, wystawał zawsze ze wszystkich szyków. Do dzisiaj jego koledzy są speszeni i zdezorientowani, gdy przyjdzie im spotkać rozmaitych przyjaciół Freddiego. Długowłosi rockmani z heayy-metalowych grup, przyodziani w skóry, podarte jeansy i spocone podkoszulki, mają oto podać rękę hiszpańskiej pri madonnie operowej, pulchnej i złoto-głosej Montserrat Cabbale. Szkopuł w tym, że wzajemnie o sobie nic nie wiedzą. Żyją w innych światach. „Metalowych" gitarzystów skręciłoby z nudów w operze^ a puszysta diva uciekłaby pewnie z krzykiem przed jazgotem gitar i łomotem perkusji. Ale zarówno oni, jak i ona współpracowali z Freddim Mercu rym nagrywając wspólne płyty.
Był fenomenem, zdolnym znaleźć swe miejsce w każdej stylistyce. Jego talent pozwalał mu być rockowym idolem, ale z równym powodzeniem bywał aktorem i śpiewakiem operowym. Miał fantazję, odwagę, charyzmę, Nigdy nie bywał pr< tensjonalny. Po prostu chciał spróbować wszystkiego, co niesie życie. I próbo .vt
Jego jasny. • /cny, dramatyczny baryton łatwo ;. zecKodził (w wyższych
Blisko 100 tysięcy widzów czciło pamięć wielkiego artysty, nie zdając sobie pewnie sprawy, że ich idol przerastał większość swoich wiclbi-cieli wrażliwością, inteligencją, erudycją.
Był niezwykle wrażliwy. Najbliżsi mu ludzie w tym właśnie dopatrywali się przyczyny "jego samotności i braku osobistego szczęścia. Szukał miłości łapczywie i wszędzie. U kobiet i u mężczyzn. Podziwiali go. wychwalali, wykorzystywali. Najczęściej jednak nie rozumieli sensu większości maskarad, zabaw, szaleństw. Nie czuli, że każdy kostium oznacza ucieczkę.
Freddie Mercury uwielbiał się przebierać. Za błazna, wariata, kobietę, fauna. Czy pamiętają państwo teledysk do piosenki „I Want To Break Free”? Mini-spódniczka, czarna peruka, buty na obcasach, obcisła bluzka, nakreślająca bujny kobiecy biust i równic bujny czarny wąs. W ręku odkurzacz. Parodia gospodyni domowej. Potem następował fragment, na który mało kto zwracał uwagę, a pr '.cięż był on szczególnie znam;f‘hny. 5' eddie zamieniał się w fauna. Obcisły -.ostium w cieliste plamy i charakterystyczna poza, która przeszła do historii baletu nowoczesnego. To przywołanie postaci Wacława Niżyńskiego i jego legendarnej kreacji w „Popołudniu fauna" Claude’a Debussy'ego.
Od paryskiej premiery „Les Ballets Russes” Diagilewa minęło dokładnie 80 lat. Polski tancerz był wówczas postacią sławną i tragiczną. Rozdarty pomiędzy miłość mężczyzny, której nie umiał przyjąć a miłość kobiety, której nie sprostał - pojiadł w szaleństwo. Zanim jednak dosięgła go choroba, stworzył wstrząsający obraz samotnego, powabnego artysty, oddającego się rozkoszom medytacji i niczym nie skrępowanej fantazji twórczej.
Kto z widzów wrzeszczących na stadionie Wembley o tym wiedział? Bardzo niewielu. Niewielu też rozumiało tę szczególną pustkę, jaka została po odejściu Freddiego Mer-cury’ego: powrót do jednoznacznych podziałów, czystych konwencji, wąskich specjalności. Brakuje nam teraz niepokojącej dwuznaczności, zaskakujących skojarzeń, wizualnej inwencji i unikalnego, pełnego męskiej namiętności głosu. Brakuje kogoś, kto umiał i chciał być „pomiędzy" obyczajami i kon-• wencjami. Kto był personifikacją .5 swobodnego, uniwersalnego talentu.
„The Show must go on " („ Przedstawienie musi się toczyć dalej") zaśpiewał w ostatnim przeboju, ale koncert na Wembley, poświęcony jegc pamięci i zorganizowany, by znaleźć fundusze na walkę z AIDS, zakończono inną piosenką. Podobno było wolą Freddiego, by zaśpiewała ją Liza Min-nelli; artystka, którą cenił najwyżej Jeszcze raz okazało się. że miał rację: „We Are The Champions" („Jesteśmy zwycięzcami") w wvkonaniu Lizy nabrało wyjątkowej siły. Ale i tak odniosłem wrażenie, że wiara zwycięstwo tvch. co pozostali, jest tylko robieniem dobrej miny.
Tomasz Riiczek