wieść. - Były już dni, że bluźniłam ze smutku. Po co przywróciłeś go do życia, jeśli teraz przymiera z głodu?! Krewni męża zabrali nam wszystko i traktują nas jak niewolników. Gdy pewien kuzyn ożenił się, oddano mu nasz dom, a my musieliśmy spać z owcami. Nie zapraszają nas do stołu. Wydzielają chleb. Nie pozwalają pracować u obcych, bym mogła zarobić na odzież.
— Nie wiem, co powiesz, Nauczycielu, ale dziś w nocy uciekliśmy z domu. Nic nas tam nie trzyma/iyie mamy własności, ile niesiemy na sobie. Nic więcej. Idziemy do miast nad jeziorem. Może znajdziemy gdzieś pracę, może przyjdzie nam żebrać. Nie wiem.
— Idźmy więc, by przed nocą dotrzeć do miasta.
Jezus wstał i ruszyli w drogę.
Po dwóch godzinach drogi znaleźli się pod Tyberiadą. Z daleka zobaczyli spory tłum wychodzący z miasta. Gdy zbliżyli się do niego, odkryli, że ludzie otaczają Jakuba i Andrzeja, którzy co chwilę przystawali, odpowiadając na pytania. Jezusa pierwszy rozpoznał mały Józef, który z siostrą odprowadzał uczniów.
— O, nasz Nauczyciel idzie! - zawołał i zaczął biec w stronę Jezusa. Sara także przyspieszyła kroku.
— Witaj, Panie! - zawołał Józef, zatrzymując się, jakby się zawahał, czy wolno mu rzucić się Jezusowi na szyję.
— Witajcie - z uśmiechem odpowiedział Jezus. - Pokój wam. Przyprowadziłem wam krewnych. Czy rozpoznajecie ich? Spotkaliśmy się kiedyś u nich w Nain.
Sara dopiero teraz rozpoznała kobietę i chłopca.
— Witaj, ciociu - ucałowała biedną wdowę, gdy Józef pocałunkiem pozdrawiał swego kuzyna.
— Zabierzcie ich do siebie i powiedzcie pani Joannie, że proszę ją, by opiekowała się nimi. Może znajdzie u siebie pracę i dla waszej cioci.
— Panie, nie chciałbyś wstąpić do nas? Pani Joanna bardzo by się ucieszyła - mówiła Sara.
— Miałem nawet taki zamiar, ale nie mogę - odpowiedział. - Patrzcie, od południa nadciąga orszak Heroda. Wszyscy wiedzą, że chce Mnie zamknąć w więzieniu. A Ja mam przecież jeszcze coś do zrobienia.
o. Paulin Sotowski