naszej mowy, a szczególnie dwóch: zawartej w mowie zdolności wyjaśniania - to niesłychanie ważne z uwagi na znaczenie, jakie miewa w teatrze dociekanie przyczyny i skutku - oraz zdolności godzenia człowieka z tyciem, z bólem, z cierpieniem.
A ponieważ jut w Grecji ludzie nauczyli się wyzyskiwać wielofunkcyjność naszej mowy na użytek widowisk, już wtedy mógł powstać twór tak dziwny, a zarazem tak wspaniały, jak postać teatralna, trwająca w historii przede wszystkim dzięki wypowiadanym przez nią słowom, choć zrobiona jest tylko w pewnej mierze ze słów.
1 to już chyba dosyć na temat punktu 11?
Dylem przygotowany na to, że punkt 12 wywoła lawinę pytań i zarzutów i już sobie w myśli przygotowywałem odpowiednie wyjaśnienia. A tu zamiast polemiki znajduję stwierdzenie, że odróżnienie „strumienia’’ od „kryształu” należy do najjaśniej sformułowanych i najbardziej przekonywających w całej naszej korespondencji W chwilę później kwestionuje Pani sformułowania punktu 13 i 14. Nie wszystkie, bo są tu również rzeczy od dawna przez nas uzgodnione - pisze Pani. Do takich zalicza Pani odróżnienie świata przedstawionego od przedstawiającego, a także kwestię podatności przedstawienia teatralnego na kształtowanie. Także fenomen „odklcjania” kształtu od jednego wykonania wydaje się Pani dobrze podpatrzony i trafnie choć niezbyt elegancko nazwany. Nie ulega wątpliwości, że przedstawienie teatralne jest najbardziej złożoną całością ze wszystkich, jakie w święcie widowisk człowiek potrafi powtórzyć bez mechanicznego rejestrowania. I to nawet powtórzyć tyle razy, te wolno mówić o powielaniu (choć szczególnej natury). Właściwość ta zdaje się w większej mierze wynikać z przynależności przedstawienia teatralnego do świata sztuki aniżeli z jego przynależności do świata widowisk. Ten zna i samo powielanie (patrz program cyrkowy) i ofiarne ćwiczenie zespołu dla wspólnego dobra (patrz trening sportowy). Zaskakujące jest w tym świecie powtarzanie rzeczy aż tak zło* źooej. Umożliwi! to przypuszczalnie jej artyzm. A ściślej biorąc ten typ artyzmu, który dąży do pozostawienia w naszym otoczeniu trwałego śladu ludzkich przeżyć. Widzimy to i w teatrze: na próbach dochodzi do kształtowania treści, a dzięki temu można wielokrotnie wywołać przed oczy widzów kształt, którego pojawianie się zespól wyćwiczył.
Jest to jednak pojawianie się wygasające z natury rzeczy. Okoliczność, którą w naszej korespondencji omówiliśmy -przypomina Pani Jak więc należy rozumieć zawarte w punkcie M twierdzenie, że kształt odklejony od jednego wykonania może być nie tylko powielony, ale nawet pozwala na „odtwarzanie" co prawda tylko „w pewnej mierze", za to „czasem jeszcze po upływie stuleci".
Właściwie o całej naszej korespondencji- pisze Pani -można powiedzieć, że tyczy życia postaci, która okazała się zadziwiająco długowieczna. (W ścisłym znaczeniu tych slow.) Ale długowieczność jej, jak wynika z historii, nie polegała właściwie na odtwarzaniu czegoś niezmiennie gotowego, lecz raczej na stosowaniu się do fazowoid tego tworu, w trybie „zdrowego kompromisu*. O odtwarzaniu b>la mowa jedyny raz, gdy się trzeba było powołać na inscenizacje greckich tragedii w naszym stuledu. Bez wątpienia świadczą one o niewygasłym uroku greckiego teatru, co jest dla naszych dociekań nieobojętne. Odtwarzają go jednak rzeczywiście „w pewnej mierze" tylko, co sam stwierdziłem. Czy o to chodziło - pyta Pani - w zakończeniu punktu 14?
W gruncie rzeczy o to. Powinienem tylko coś dodać. Po pierwsze: to, co tuzwzlUmy teatrem „archeologicznym", jest zjawiskiem wyjątkowym. Nie wypieram się wniosków, którymi wtedy zamknęliśmy nasze analizy. Jednak pozwalam sobie zwrócić uwagę na fakt, że w tamtym przykładzie chodziło O odległość całych tysiącleci, podczas gdy obecnie mowa o odtwarzaniu przedstawienia teatralnego po upływie stuleci
247