nie socjologicznej nie istnieje równowaga. Jest ona istniejącym w sferze ideału fantazmatem ekonomistów, któremu przeczy jeśli nie sama logika stanu społeczeństwa, to przynajmniej wszelkie znane formy społecznej organizacji. Każde społeczeństwo wytwarza zróżnicowanie, powoduje społeczną dyskryminację, a owa strukturalna organizacja opiera się (między innymi) na użytkowaniu i dystrybucji dóbr i bogactw. Fakt, że pewne społeczeństwo wkracza w fazę wzrostu, tak jak nasze społeczeństwa przemysłowe, niczego w tym procesie nie zmienia, wręcz przeciwnie: w pewien sposób system kapitalistyczny (i ogólnie rzecz ujmując nastawiony na produkcję) stanowi kulminację owej funkcjonalnej „nierówności”, owego braku równowagi, racjonalizując ją i uogólniając na wszystkich poziomach. Spirale wzrostu okalają tę samą oś strukturalną. W chwili, gdy żegnamy się z fikcją produktu narodowego brutto jako kryterium dobrobytu należy stwierdzić, że wzrost ani nie oddala ani nie przybliża nas do dobrobytu. Wzrost jest od niego logicznie oddzielony całą strukturą społeczną, stanowiącą tutaj instancję determinującą. Pewien typ stosunków społecznych i społecznych sprzeczności, pewien typ „nierówności”, utrzymujący się niegdyś wskutek zachowawczości i siły bezwładności, dziś reprodukuje się we wzroście i poprzez wzrost10.
Oznacza to, że musimy przyjąć inną perspektywę patrzenia na wzrost. Nie będziemy już powtarzać za entuzjastami: „Wzrost wytwarza dobrobyt, a zatem także równość”, nie przystaniemy także na przeciwstawny i równie skrajny pogląd, głoszący, że „Wzrost powoduje nierówność”. Odwracając fałszywy problem, czy wzrost ma charakter egalitarny, czy nieegalitarny, stwierdzamy, że to SAM WZROST JEST FUNKCJĄ NIERÓWNOŚCI, To konieczność samopodtrzymania „nieegalitarnego” ładu społecznego, inaczej, społecznej struktury przywileju, produkuje t reprodukuje wzrost jako swój element strategiczny. Ujmując to jeszcze inaczej, wewnętrzna autonomia wzrostu
Kategoria „nierówności” jest tutaj nietrafna. Przeciwieństwo rów-ność/nierówność, ideo]ogieznie powiązane z nowoczesnym systemem war^psei demokratycznych, pokrywa w pełni jedynie różnice ekonomiczne i nie znajduje zastosowania w analizie strukturalnej.
(technologiczna, ekonomiczna) jest ograniczona i wtórna w stosunku do owej determinacji przez strukturę społeczną.
Społeczeństwo wzrostu jako całość jest wynikiem kompromisu pomiędzy egalitarnymi demokratycznymi zasadami, które mogą szukać oparcia w micie Obfitości i Dobrobytu, a zasadniczym imperatywem podtrzymania porządku przywileju i panowania. To nie postęp technologiczny kładzie podwaliny pod społeczeństwo wzrostu, tego rodzaju mechanicy styczne wyobrażenie podsyca naiwną wizję przyszłego dobrobytu. Przeciwnie, to owa wewnętrznie sprzeczna determinacja funduje możliwość technologicznego postępu. To również ona jest odpowiedzialna za wyłonienie się w naszych współczesnych społeczeństwach pewnych egalitarnych, demokratycznych, „postępowych” procesów. Należy jednak mieć na uwadze to, że pojawiają się one jedynie w dawkach homeopatycznych, wy destylowanych przez system w celu zapewnienia sobie przetrwania. Sama równość w owym systematycznym procesie jest (drugorzędną i pochodną) funkcją nierówności. Podobnie jak wzrost. Przykładowo tendencja prowadząca ku zrównaniu dochodów (gdyż głównie na tym poziomie funkcjonuje mit egalitarny) jest czymś nieodzownym dla uwewnętrznienia procesów wzrostu, internalizacji, która, jak widzieliśmy, w sposób taktyczny przyczynia się do reprodukcji ładu społecznego, stanowiącego strukturę przywileju i władzy klasowej. Wszystko to wskazuje na te nieliczne symptomy demokratyzacji jako niezbędne alibi dla sprawnego funkcjonowania i wydolności systemu.
Ponadto te nieliczne symptomy same mają powierzchowny i podejrzany charakter. Galbraith z radością przyjmuje fakt, że nierówność traci na znaczeniu jako problem ekonomiczny (a tym samym społeczny) - nie dlatego, jakoby była w całkowitym zaniku, lecz dlatego, że bogactwo nie przynosi już zasadniczych korzyści (władza, rozkosz, prestiż, dystynkcja), jakie niegdyś za sobą pociągało. Koniec z władzą posiadaczy i akcjonariuszy: teraz należy ona do ekspertów i wykwalifikowanych technokratów, a nawet intelektualistów i naukowców! Koniec z wielkimi kapitalistami i innymi Obywatelami Kane’ami wraz z ich ostentacyjną konsumpcją, koniec z wielkimi fortunami: bogaci czują się niemal w obowiązku ograniczyć swa. konsump-