178 Kondycja ludzka
przyrodniczych, ale posługiwania się na Ziemi i w codziennym życiu energiami i siłami, jakie występują tylko poza Ziemią we wszechświecie; zostało to już zrobione, lecz tylko w laboratoriach badawczych fizyków nuklearnych1 2. Jeżeli obecna technika obejmuje kierowanie sił przyrody w świat rzeczy wytworzonych przez człowieka, to technika przyszłości może nadto obejmować kierowanie kosmicznych sił wszechświata wokół nas w ziemską przyrodę. Przyszłość pokaże, czy owe techniki przekształcą gospodarstwo przyrody, takie jakie znamy od początku naszego świata, w tym samym stopniu lub nawet bardziej niż obecna technika zmieniła samą światowość rzeczy wytworzonych przez człowieka.
%
Kierowanie sił przyrodniczych w świat ludzki zgruchotało samą celowościowość świata, fakt, że przedmioty są celami, dla których zostały obmyślone narzędzia i przyrządy. Charakterystyczne dla wszystkich procesów przyrodniczych jest to, że do ich zaistnienia nie jest potrzebna pomoc człowieka, a naturalnymi są te rzeczy, które nie są „zrobione”, lecz same wyrastają i stają się tym, czym są. (Jest to również autentyczne znaczenie naszego słowa „przyroda”, czy wywodzimy je z łacińskiego rdzenia naści, urodzić się, czy cofamy się do jego greckiego źródła, physis, które to słowo pochodzi od phyein, wyrastać z, pojawiać się samemu.) Wytwory ludzkich rąk muszą być urzeczywistniane krok po kroku i w ich wypadku proces fabrykacji jest zupełnie różny od istnienia samej wytworzonej rzeczy. Natomiast istnienie rzeczy przyrodniczej nie jest oddzielne, lecz jakoś tożsame z procesem, który ją powołuje do istnienia: nasienie zawiera drzewo i w jakimś sensie już nim jest; drzewo przestaje być, jeśli proces wzrostu, przez który zaistniało, zatrzymuje się. Jeżeli widzimy te procesy na tle ludzkich celów, które mają zamierzony początek i określony kres, przybierają one charakter automatyzmów. Automatycznymi
nazywamy wszelkie przebiegi ruchu, które mają charakter samonapędzający, a zatem znajdują się poza zasięgiem zamierzonych i celowych wpływów. W trybie produkcji zapoczątkowanej przez automatyzację różnica między operacją i produktem, tak samo jak i prymat produktu nad operacją (która jest tylko środkiem do wytworzenia tego, co stanowi cel i kres), nie ma już sensu i staje się nieaktualna3. Kategorie homo faber i jego świat nie mają tu zastosowania, tak samo jak nigdy nie mogły stosować się do przyrody i przyrodniczego wszechświata. Nawiasem mówiąc, właśnie dlatego współcześni adwokaci automatyzacji zazwyczaj bardzo zdecydowanie występują przeciwko mechanicystycznemu poglądowi na przyrodę i przeciwko praktycznemu utylitaryzmowi XVIII wieku, które były bardzo charakterystycznymi cechami jednostronnego, ograniczonego do jednego celu nastawienia homo faber.
Dyskusja nad całym problemem techniki, to jest przekształcenia życia i świata w wyniku wprowadzenia maszyny, została osobliwie sprowadzona na manowce przez nadmierne skupianie się na usługach oddawanych ludziom przez maszyny bądź na szkodliwości maszyn. Zakłada się tu, że każde narzędzie czy przyrząd j est obmyślone przede wszystkim dla ulżenia ludzkiemu życiu i złagodzenia bolesnego wysiłku ludzkiej pracy. Ich instrumentalność pojmuje się wyłącznie w owym antropocentrycznym sensie. Jednak instrumentalność narzędzi i przyrządów jest o wiele ściślej związana z przedmiotem, do którego wytworzenia jest przeznaczona, a ich zwykła „wartość ludzka” jest ograniczona do użytku, jaki z nich czyni animal laborans. Innymi słowy, homo faber, wytwórca narzędzi, wynalazł narzędzia i przyrządy, by wznieść świat, nie zaś — a przynajmniej nie głównie po to — żeby wspomóc ludzki proces życiowy. Zatem nie tyle chodzi
0 to, czy jesteśmy panami, czy niewolnikami naszych maszyn, ile o to, czy maszyny jeszcze służą światu i jego rzeczom, czy przeciwnie, one
1 automatyczny ruch ich procesów zaczęły opanowywać, a nawet niszczyć świat i rzeczy.
Jedno jest pewne: ciągły automatyczny proces wytwarzania fabrycznego nie tylko zniósł „nieuzasadnione założenie”, że „ludzkie ręce pod przewodnictwem ludzkich mózgów reprezentują optymalną skuteczność”4, ale i znacznie ważniejsze założenie, że
styczeń—marzec 1952, gdzie można również znaleźć bezwzględne zdemaskowanie „straszliwej iluzji”, jaką jest „radość pracy”.)
Gtinther Anders w ciekawym eseju na temat bomby atomowej (Die Antiquiertheit des Menschen, Munchen 1956) przekonująco argumentuje, że termin „eksperyment” nie stosuje się już do eksperymentów nuklearnych \ pociągających za sobą wybuchy nowych bomb. Dla eksperymentów j charakterystyczne było bowiem, że przestrzeń, w której się je przeprowadza, była ściśle ograniczona i odizolowana od otoczenia. Skutki prób jądrowych są tak ogromne, że „laboratorium, w którym mają one miejsce, staje się ’ współmierne z globem” (s. 260).
Diebold, Automation, dz. cyt., s. 59—60.
Tamże. s. 67.