CCF20090704134

CCF20090704134



272 Część II

znaczy, by wolno nam było samotność lekceważyć. Wystarczy, że potwierdza nasze indywidualne istnienie, o ile w tym miejscu nie ulegamy złudzeniu.

Uwagi na zakończenie

Wprowadziłam różne sposoby rozumienia sobości i próbowałam śledzić, co jest warunkiem nieodzownym, by sobość, w każdym z przyjętych znaczeń, mogła zaistnieć. Nawet jednak te moje skrótowe analizy wykazały, że takich rozstrzygających warunków nie ma. Sobość zaczęła się nam rozpływać. Nie ujawnia jakiegoś trwałego eidos, nie jest zdolna przybrać pełniejszego kształtu, mimo prób jego poszukiwania i budowania. Niekiedy się przejawia w bezpośrednim doświadczeniu, lecz wówczas pozostaje bez treści, bez formy, nie dając żadnej gwarancji, czy jest tożsama w biegu życia. Gdy tylko analizuję moje własne doświadczenia, gdy próbuję uchwycić mą sobość w refleksji, umyka mi. Więcej, same te doświadczenia są tak ambiwalentne, że nie mam pewności, czy ich źródłem jestem ja sama, czy zgoła coś innego, co o mnie decyduje, mną włada, mnie przenika. To inne we mnie wydaje się nie tylko konstytutywne dla mego Ja, lecz wręcz je kształtujące.

Problemem jest, czy w ogóle można mówić o tym, co moje i o inności. Nie ma bowiem czegoś takiego, jak sobość zamknięta w sobie, nieprzenikalna, nie poddająca się oddziaływaniu otaczającego ją świata. Tkwi ona w danej kulturze, języku, tradycjach, w określonym miejscu i czasie, w danym środowisku, tu a nie gdzie indziej. Banalne to fakty, ale to właśnie one uniemożliwiają określenie kryteriów rozróżnienia między tym, co moje lub wydaje się moje, a tym, co wspólne, co jest, jak mówi Ricoeur za Levinasem, Tym-Samym. Na czym zasadza się autonomia, o której wyżej mówiłam, a gdzie zaczyna się heterono-mia, gdzie wolno nam zakreślić linię demarkacyjną i czy w ogóle taka istnieje? Akceptacja, do której Ricoeur w swej książce tak wielkie przywiązuje znaczenie, gdyż to ona ma tę linię demarkacyjną wyznaczać, o niczym nie rozstrzyga160. Akceptacja jest świadoma, Ja zaś, jak ta Berg-sonowska kula śnieżna, przyjmuję coraz to nowe warstwy różnych treści bez woli, bez świadomego wyboru. To ten stok z jego pokładami śniegu, po którym się toczę, mnie tworzy w jednym, coraz to bogatszym stopie. W poszczególnych doświadczeniach odnoszę wrażenie, że wiem dobrze, co mnie przynależy, tylko mnie, lecz czy nie ulegam iluzji? Czy jest to rzeczywiście moja myśl? Mój pomysł, do którego tak jestem przywiązana i z którego jestem dumna, że wpadam w gniew, jeżeli ktoś ośmieli się pozbawiać go mego autorstwa? Czy to moje przekonanie, wspomnienie? Czy ta przeszłość, którą opowiadam, jest naprawdę moja? Czy rzeczywiście to ja jestem odpowiedzialna? Przypisuję to wszystko sobie, lecz się mogę mylić. Może też oszukuję siebie samą, twierdząc, że coś mi jest obce, inne. Mówię tak, bo wymusił na mnie to określenie sam język, w którym żyję, jego formy gramatyczne i nic więcej. Jestem tak skomplikowanym zlepkiem różnych złóż, takim nawarstwieniem znaczeń, kultury, iż cała ta problematyka tożsamości Ja - jego ipse nie idem, bo identyfikowanie mnie z zewnątrz przez innych opiera się na mocnych fizycznych podstawach - zaczyna się wydawać bezsensowne. Gdzie jest to Ja, ta zmarszczka na fali? Czyż racje nie leżą po stronie tych, co wszelką podmiotowość odrzucają, nie biorą jej zgoła pod uwagę, bo nie jest niczym więcej niż figurą języka? Czyż racji nie ma nauka, która mnie traktuje co najwyżej jako jakieś nieznaczne odchylenie, właściwe egzemplarzom gatunku, lub jako twór kulturowy charakterystyczny dla danego obszaru świata i epoki? Antropologia, socjologia, biologia dostatecznie wyjaśniają zarówno to, co typowe, ogólne, jak i możliwe marginesowe osobliwości. Pytanie o człowieka, o byt ludzki, jakie stawia ontologia, to puste zajęcie, w wyniku którego albo dochodzi się okrężną drogą do antropologicznych tez, albo wprost do aporii. Aporia bowiem tkwi w uznaniu sobości, a więc w uznaniu jakiegoś specyficznego sposobu bycia, skoro to bycie nigdy nie bywa sobą.

A jednak, cała ta dialektyka, która się w mej sobości rozgrywa na rozmaitych poziomach, w ciele, pamięci, etycz-

l*o


Por* P. Ricoeur, Soi-meme un autre, op. cii.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
CCF20090704120 244 Część II Znajdujemy go przede wszystkim u Kanta. To Kant pisał, że określenie cz
285 jpeg ISBN 97*43-01-14814-0.0 by WN PWN 2(107 272 CZĘŚĆ II Polityka handlowa przy braku handlu, t
CCF20090704080 164 Część II do czynienia. Wypowiedź zatem nie jest aktem indywidualnym, tj. ekspres
CCF20090704083 170 Część II Tożsamość natomiast, jak ją określa Hegel, wymaga mchu refleksji skiero
CCF20090704084 172 Część II tak wygodnego terminu, jak francuskie Moi, trudno jest jednak pozostać
CCF20090704085 174 Część II jednak jest stare jak świat i niekoniecznie dotyka owej dialek-tyki, w
CCF20090704086 176 Część II Pytać należy nie o to, czym jest człowiek, lecz co jest w człowieku sko
CCF20090704087 178 Część II poszłam śladami interpretacji Levinasowskich, przypomnę w tym miejscu o
CCF20090704088 180 Część II mencie niemal od początku, od Sein und Zeit, zaczynało zmierzać w tym k
CCF20090704089 182 Część II Jak mam zatem określić to, co dla mnie istotne, co stanowi 0  &nbs
CCF20090704090 184 Część II świadomość tego, co ogólne. Samo zaś eidos jest unaocznionym, resp. daj
CCF20090704091 186 Część II i kulturowe. Jest ona w swym istnieniu od pierwszego błysku w kręgu pew
CCF20090704092 188 Część II one prezentują. „Dopóki chwytamy tylko poszczególne jego (przedmiotu) w
CCF20090704093 190 Część II wywołane przez nie, jedyne uczucie rozumne i jedyne, „jakie poznajemy c
CCF20090704094 192 Część II którym to sobość przejawia się w uczuciu szacunku. Lecz na podstawie ró
CCF20090704095 194 Część II z tym, co pożyteczne lub przyjemne. Rozumiał, że moralność musi się opi

więcej podobnych podstron