206 S0ren Kierkegaard, Modlimy. Nowa interpretacja jego żyda i myśli
chrześcijaństwa zawartym w Nowym Testamencie, nie jest koncepcją życiową pierwotnego chrześcijaństwa. Pierwotne chrześcijaństwo odnosi się tak bitnie do tego świata, że jego poglądem jest: me chcieć prześlizgnąć się szczęśliwie i dobrze przez ten świat, ale zmierzać właśnie ku temu, aby z całą powagą zderzyć się z tym światem, by po takiej walce i doznanych cierpieniach móc się sprawdzić przed sądem, w którym sędzia (jakiego według Nowego Testamentu można kochać przez to, że się ten świat i własne życie znienawidzi) orzeknie •wyrok co do tego, czy się spełniło jego wolę, czy nie. Jest więc absolutna i niebios sięgająca różnica między Mynsterową koncepcją życia (która właściwie jest epikurejska, przynależy do tego świata, afirmuje rozkosze życiowe i chęć zrycia) i chrześcijańską, która entuzjazmuje się cierpieniem i śmiercią i dotyczy innego świata; tak, między tymi dwoma koncepcjami życia jest taka różnica, iż ta druga (jeśli miałoby się ją potraktować poważnie i me zamierzało przekształcić jej w przedmiot rzadkiej i cichej kontemplacji) musiałaby się wydać biskupowi Mynsterowi rodzajem dziwactwa 1.
Mynster nie stał się jednak dziwakiem i nie ma w tym nic zaskakującego; osobliwością mógł pozostać tylko Kierkegaard. Demaskatorskie zapędy filozofa ukazujące niestosowność zachowań i brak konsekwencji, rozbieżności pomiędzy sferą idei i ich realizacji uszły większej uwadze. Szczęśliwie jednak czytelnik Kier-kegaarda został przez niego obarczony odpowiedzialnością, mógł także poczuć się zażenowany. Takie mocne uderzenie z pewnością było psychologicznie trafne i uzasadnione, wnikało bowiem w najintymniejsze zakamarki ducha i budziło refleksję. Współczesny czytelnik jego pism również został pochwycony w ten dialektyczny labirynt, w którym nieustannie dawało się dostrzegać kłębiące się sprzecz-nośęi.-Między innymi w ten oto sposób Kierkegaard kreował swoją wizję świadomego człowieka. Ten człowiek pragnie także dziś dowiedzieć się czegoś o sobie, swym przeznaczeniu i roli, jaką ma do spełnienia w tym świede. Dlatego choć nie wiadomo, jak bardzo mógłby się z „irracjonalną” interpretacją chrześcijaństwa dokonaną przez Kierkegaarda nie zgodzić, to jednak nie odmówi mu ostatecznie racji. Poszczególny człowiek niemal zawsze dostrzeże siebie w opisach Kierkegaarda, sytuacjach na wskroś egzystencjalnych. Czy będzie to epikurejczyk z Chwili, wspomniany nieco wcześniej esteta uwodzący młode nimfetki z Dziennika uwodziciela, odpowiedzialny mąż z Estetycznej .ważności małżeństwa czy wreszcie „opętany” ideą Boga Abraham z Bojaźni i drżenia.
W każdej z tych postaci odnajdujemy pomimo upływającego czasu tylko (albo i aż) siebie. Innymi słowy, ucząc się od Kierkegaarda, jesteśmy tak naprawdę zainteresowani tym, by dowiedzieć się czegoś o sobie samym. Nie chodzi zatem o interpretację mojego „ja” w świetle ustalonych teorii psychologicznych, dajmy na to behawioryzmu. Idzie raczej o rozpoznanie wewnętrznych faktów dotyczących nas samych na poziomie „nienaukowym”, w zwykłym pochodzie codzienności.
Tamże, ss. 263-264.