— Znalazłaś, synu, pratcdziicy skarb. Vrnrę rpokojnyt
choć wiem, że już przed śmiercią nie doczekam się wnuka, Ale 01r-a na pewno urodzi ci syna. Wygląda tak zdrowo...
Skarb" i przed ślubem, i po ślubie grał wyznaczoną
roi*.; z prawdziwym artyzmem. Była miła, czuła, zainteresowana szklarniami i potrafiła utrzymać porządek w domu Wczuła się w rolę gospodyni i nadzwyczajnie dogadzała teściowi. Andrzej nie musiał jej niczego kupować, wszystko, co tylko sobie zamarzyła, fundował jej teść. ,J£ochany tatuś” — jak go nazywała — nigdy nie był taki szczęśliwy jak podczas tych kilku miesięcy pobytu Iwony G. pod ich dachem. Andrzej kochał ojca, więc był nawet zadowolony z takiego obrotu sprawy i nie denerwował się na niego, że niepotrzebnie traci pieniądze na zachcianki „synowej”.
Lekarze nie pomylili się. Wiktor P. zmarł w terminie. Iwona G. natychmiast po pogrzebie wyjechała do Warszawy. Andrzej P. wciąż nic jej nie powiedział o kupionym i wyposażonym mieszkaniu. Ceny rzeczywiście podskoczyły, więc mógł sobie pogratulować zapobiegliwości. Z Iwoną G. umówił się, że sfinalizuje mieszkaniową transakcję, gdy tylko dostanie rozwód, a ona obiecała, że natychmiast po wyjeżdzie wniesie sprawę rozwodową. Zrobiła to, gdyż wkrótce Andrzej P. otrzymał wezwanie do sądu. Ale zanim stawił się na sali sądowej, został wezwany do notariusza w miasteczku „celem obecności przy odczytaniu testamentu złożonego przez Wiktora P.’\ Po przyjeżdzie do notariusza Andrzej P. zauważył ze zdziwieniem obecność swojej „żony”.
— Co ty tu robisz? — spytał z pretensją w głosie.
— Dostałam zaproszenie na odczytanie testamentu kochanego tatusia — odpowiedziała.
Treść testamentu zaskoczyła Andrzeja P. Całość majątku ojciec zapisał... wnukowi, synowi Andrzeja i Iwony.
— Przecież my nie mamy syna — zaprotestował Andrzej P.
— Ale ja jestem xv ciąży. I kochany tatuś o tym wiedział — oznajmiła Iwona G z niewinną minką.
Andrzej P. chciał krzyknąć, że nie może być w ciąży, bo nigdy z nią nie spał ale powstrzymała go obecność
Spytał więc tylko:
— A jeśli urodzi się dziewczynka?
— Jest na to odpowiednia klauzula w zapisie — odpowiedział notariusz i przeczytał: „Jeśli ze związku mojego syna, Andrzeja P. z Iwoną GL urodzi się dziecko płci żeńskiej i albo małżonkowie nie będą mieć więcej dzieci, albo nie będą mieć syna, należy cały mój majątek, a więc willę z kompletnym wyposażeniem, zabudowania gospodarcze, szklarnie, samochód marki bmw, samochód marki audi, furgonetkę marki polonez oraz dolary USA złożone na koncie w banku SA przyznać po równej części obojgu małżonkom. Iwona G. zachowuje prawo do połowy spadku nawet w wypadku ewentualnego rozwodu...”
Po wyjściu z notariatu Andrzej P. milczał. Iwona G. zaczęła rozmowę pierwsza:
— Naprawdę jestem w ciąży. Od dwóch miesięcy. Czy potrafisz udowodnić, że dziecko nie jest twoje?
— Przecież wiesz, że nie jest moje!
— A jeśli tego nie udowodnisz? I jeśli urodzi się chłopiec? Wtedy to wszystko będzie moje, to znaczy dziecka. Tatuś bardzo mnie kochał...
— Mogę nie zgodzić się na rozwód i uznać dziecko za swoje.
— I co ci z tego przyjdzie? Będziesz dalej harował, a potem i tak wszystko będzie jego.
— Może urodzić się dziewczyna...
— Wtedy dla mnie będzie połowa schedy.
— Mam twoje oświadczenie!
— Możesz go oddać na makulaturę.
— Jesteś nieuczciwa. Inaczej się umawialiśmy!
— Nie będę podważać testamentu.
— Żadnego mieszkania nie dostaniesz!