Życic na niby
wygląda inaczej, po tym krótkim doświadczeniu i zastępstwie mecnrzczo-nych przez chrzczonych niechaj nikt oczu nic mydli.
Lecz powróćmy do okupacji. Czy ta wyjątkowa koniunktura została wyzyskana przez handel polski? Czy powstał typ kupca naprawdę przedsiębiorczego, kupca z horyzontami? Twierdzę, że nie, i dowodzę, dlaczego w specyficznych warunkach okupacji powstać nie mógł. W postawie kupca w tych latach sprzęgnęły się' ze sobą dwa sprzeczne objawy: konieczność ryzyka i wystarczalność inercji.
Niewątpliwie kupiec, by obchodzić przepisy urzędowe, musiał stale ryzykować. Powodzenie jego ryzyka zależało najczęściej od kaprysu władz. Najgrubsze kanty uchodziły płazem, wpadało się za głupstwa, jeżeli pech sprawił, że władzom nagle zachciało się okazać surowość. To ryzyko zmniejszała sprawdzona od pierwszego roku okupacji prawda, że zaplecze w gotówce zawsze uratuje. Ryzyko gospodarcze stało w stosunku odwrotnym do posiadanego kapitału: początkujący handlarz przyłapany z tytoniem lub słoniną, jeśli mu się nie powiodło, wędrował z reguły do obozu, natomiast hurtownik rozprowadzający całe wagony, „przepuszczone” z dostaw wojskowych, był impregnowany przed niebezpieczeństwem samą grubością kantu, no i liczbą zainteresowanych, a milczących.
Ryzyko zatem, formalnie tak duże, że nie oswojeni z tym stanem pytają dzisiaj, jak w ogóle można było handlować w Generalnym Gubernatorstwie, w praktyce mocno się rozcieńczało. Ale co ważniejsze, ryzyko to nie wywierało przypuszczalnego wpływu na psychikę kupca. Nie było to bowiem żadne ryzyko twórcze, żadna walka z niebezpieczeństwem prawdziwym, które znajdujemy u podstaw historycznych wielkich społeczeństw kupieckich Zachodu. Zdolność inicjatywy i przedsiębiorczość nie chodziły bowiem za okupacji z podniesioną przyłbicą, ale po zakamarkach łapownictwa i interesów zakrapianych we wzajemnej świadomości kantu i złodziejstwa. Był to, słowem, pogrobowy renesans drobnego i średniego mieszczaństwa w dobie, kiedy wiemy doskonale, że handlowo-liberalne formy należą do przeszłości i będą zastąpione innymi formami: spółdzielczość, regulacja państwowa. Nie jest to jedyny za lata okupacji ani też jedyny w naszej historii przykład nagłego rozkwitu określonej formy gospodarczej, w czasie gdy w ogólnej dialektyce zjawisk gospodarczych należy ona do przeszłości. Drugi przykład podobny znajdziemy w stanowisku wielkiej własności rolnej.
Wystarczalność inercji była tym drugim stanem, który anulował możliwe skutki dodatnie zwiększonego ryzyka. W latach i>knpa-cji z wielu powodów kupiec mógł się zachowywać inercyjnie, a więc sprzecznie z właściwą postawą handlowca. Przede wszystkim doświadczenie objawiło rychło, że lepiej siedzieć na uboczu, aniżeli okazywać inicjatywę, bo wówczas mniejszy haracz przypada urzędom i nadzorom. Ostrożność kupiecka spychała główne przedmioty handlu pod ladę, do tylnego pokoju, do załatwienia poza sklepem. Ale inercję pogłębiał) dalsze momenty: konkurencja Żydów odpadła w sposób automatyczny. Taka zdobycz darowana nikogo do wysiłku nie pobudza, jak wszystko, co bez trudu zdobyte.
Ostatni motyw inercji był najbardziej demoralizujący i im bliżej wyzwolenia, tym silniej działał. Była nim rosnąca w miarę lat rozpiętość pomiędzy Ceną, za którą kupiec otrzymywał swój towar, a tą, jaką uzyskiwał. Jeżeli nadto towar jego - wódka, papierosy - pobierany był po cenach oficjalnych, wówczas inercyjny zarobek stawał się czymś zgoła fantastycznym. Wódka otrzymywana w przydziale za kilkanaście złotych „dawała w kieliszkach” 500-600 złotych. Metr kubiczny desek ze stu kilkudziesięciu złotych dawał dobrze ponad tysiąc etc. Naturalnie ten zarobek inercyjny, wynikający z samego posiadania towaru, dopiero wówczas dawał się w pełni wycisnąć, kiedy towar był otrzymywany obficie na poziomie cen urzędowych. To zaś zależało od dobrych stosunków z Niemcami. Interesy wspólne z nimi były najbardziej ryzykancko-incrcyj-ne. Partia towaru ulokowana w porę i z należytym zyskiem pozwalała na długi czas wracać do spokojnego gniazda za sklepem i czekać na nową sposobność łupu. Pozwalała również to gniazdo zapełniać nowymi meblami, lichymi obrazami, a spiżarnię... Nie był to więc handel, lecz skoki za łupem, połączone z sytym mruczeniem w przerwach.
Doprowadzając naszą analizę do krótkiego wniosku możemv orzec, że ani jeden z powodów, które za czasów okupacji nadał) kupiccrwu polskiemu wyjątkowe stanowisko, nie był postępowym i posiadającym trwałość pbwodem. Samo swe szerokie miejsce zawdzięczało kupaccrwo doraźnemu i okrutnemu kaprysowi okupanta. Ten kaprys z chwilą zwycięstwa zostałby natychmiast odwołany i tylko chęć mydlenia <vn sprawiła, że opuszczone sklepy nic nosiły napisów, widniejący-eh« Gdv?a. Poznaniu czy Łodzi: zarezerwowane dla żołnierzy tronie