Życie na niby
0 łapownictwie jako obronie zbiorowej, juko czynić z gulunku powszechnie stosowanego szczepienia. Dzisiaj wiem, że była to naiwność. Po prostu zanadto wierzyłem zewnętrznemu wyglądowi Niemców, ich pozornej surowości, by przeczuć, że gangrena moralna tkwi u nich pod samym naskórkiem. Rozmiarów tej gangreny nie przeczuwał zresztą nikt w Polsce
1 rychło, gdyśmy ją rozpoznali, ustalił się wobec okupanta ten znamienny stosunek psychologiczny tłumionej pogardy, jaką zawsze żywimy wobec ludzi, których łatwo wciągnąć w brud, choć zasadniczo winni mu być niedostępni.
Niemcy okazali się fantastycznymi łapownikami. Brali wszyscy, od pionków po górę partyjną. System przekupstwa ustalił się rychło jako niepisana, ale honorowana umowa dwustronna. Regularnie opłacającemu się masarzowi, piekarzowi czy młynarzowi „nie robiono świństw”. Łapownictwo stało się rychło pancerzem, który nasze życie gospodarcze uchronił od zgniecenia przez fikcję. Ale łapownictwo jest systemem podwójnym: jest, kto bierze, i jest, kto daje. Nie wystarczy odrąbać dłoń biorącą, ażeby tym samym upadł proceder. Pozostaje ręka wdrożona w dawanie i ta będzie sobie szukać nowych klientów. Pamiętamy to i widzimy dzisiaj - ta rączka, gotowa dyskretnie wsunąć i podsunąć, trwa ciągle.
Łapownictwu poczęły rychło sprzyjać dalsze objawy. Już gdzieś w drugiej połowie 1940 roku każdy dostrzegał, że ustalają się nowe, jak przed wojną pisywano, nożyce cen. Tym razem jedno ostrze nożyc stanowiły ceny i płace oficjalne, drugie ostrze - ceny i potrzeby realne. Wnet się okazało, że polityka gospodarcza stara się utrzymać na najniższym poziomie ceny i płace oficjalne, te, które obowiązują przemysł wojenny i potrzeby Niemców, te, wedle jakich wysysa się soki kolonii, a całkiem się nie troszczy o ceny realne i o to, jak „ludność nieniemiecka” poradzi sobie z postępującym rozwieraniem się nożyc. Znów fikcja z urzędu, która rychło miała się odbić dalszymi fikcjami koniecznymi. Na razie chodzi nam o łapownictwo i jego powody od strony niemieckiej. Dysponentami hurtowymi towarów i surowców byli wyłącznie Niemcy i rychło stanęła przed nimi pokusa, której nikt pośród partyjników się nic oparł. Stanęła ta właśnie różnica wartości fikcyjnej a realnej, pokusa dyspozycji na lewo, z perspektywą zysku tym większego, że pieniądz zarobiony takim postępowaniem posiadał dla Niemca wartość nie rynkową, obniżoną, ale urzędową, wysoką. By wyżyć, Niemcy nie iiuimcIi uciekać do tych sposobów, chyba dopiero w ostatnich dwóch latach - sam nałóg łapowniczy był wcześniejszy. Wyniknął z niepewności stanowiska okupanta, nakazującej - wbrew oficjalnej pewności siebie - kapitalizować i lokować pieniądz w złocic. Dlatego to ostatnimi odbiorcami złota, które z rąk Żydów przelewało się w społeczeństwo polskie, byli w dużej mierze Niemcy. Nie mówię naturalnie o kapitalizacji uproszczonej, polegającej np. na wyrywaniu złotych koron mordowanym ofiarom, bo ta „kapitalizacja” w systemie niemieckim posiadała charakter państwowy i oficjalny.
Ta fikcja niskiej ceny i niskiej płacy pociągnęła za sobą ze strony władz fikcję dalszą, która okazała się pożyteczną dla samego społeczeństwa, a przede wszystkim dla kupiectwa. Uważając oficjalnie, że ceny nie różnią się od przedwojennych, nie można było nałożyć innych podatków od przedwojennych. Doszło więc do tego, że w czasie kiedy obroty i ceny były kilkadziesiąt razy wyższe aniżeli w 1939 roku, podatki wzrosły minimalnie. Można było naturalnie usankcjonować wyższe ceny, dlaczego jednak trzymano się jawnego dla wszystkich próchna, nie umiem tego wyjaśnić.
Od strony moralności społecznej to wymknięcie się gospodarstwa systemowi podatkowemu jest czymś niesłychanie ważnym. W ten bowiem sposób indywidualne życie gospodarcze zostało w świadomości uczestników wyłączone od udziału moralno-ekonomicznego w życiu zbiorowym. Polak w Generalnym Gubernatorstwie nauczył się szybko, że ustrój, skądinąd tak surowy, w tej dziedzinie poprzestaje na fikcji. Sami zaś Niemcy lukę w fikcji poczęli łatać w najprostszy sposób: inflacją, drukiem papieru monetarnego. W miarę przeciągania się wojny wzrastały potrzeby armii i przemysłu niemieckiego. Generalne Gubernatorstwo musiało je płacić nie tylko milionami robotników wywiezionych do Rzeszy. Przede wszystkim płaciło własnym żołądkiem, różnicą pomiędzy zarobkami a kosztami utrzymania, głównie zaś utajoną inflacją tych lat. Nic pojmie nikt pozornego ożywienia gospodarczego lat okupacji, kto nic pamięta jasno, że był to okres inflacji z jego wszelkimi pochodnymi w psychice zbiorowej, ze sztuczną gorączką i żywotnością, z łatwością i lekceważeńiom pieniądza zdobywanego nie wiadomo skąd. Ta inflacja tym przyjemniej działała, że „myśmy za nią nie odpowiadali”. Byliśmy jak dziecko, któremu wlewają wódkę w usta, a ono twierdzi, że połykać musi. Skutki