Zycie na niby
pochodzenia niemieckiego, który przecież kwitnął za okupacji, gdzie sprzedawcą był żołnierz niemiecki, a odbiorcą konspirator.
Typowa transakcja handlowa wyglądała tak oto w przybliżeniu: w niedzielę na herbatce u cioci Kmerytalskiej jej kuzyn, kasjer w Banku Łatwego Zarobku, pan Pośrednicki, dowiaduje się od spotkanego tam przypadkowo pana Prowizyjnego, że tenże pan posiada na zbyciu dużą partię np. kalafonii. Pan Pośrednicki zapamiętuje, bo w handlu pamiętać warto. W parę dni potem urzędnik firmy Transport Paskowy, pan Profitowiec, powiada przy kasie, że poszukuje kalafonii. Pan Pośrednicki: „Owszem, mam dużą partię”. Cena? Pośrednicki w ogóle się w tym nie orientuje, więc odpowiada: teraz jest inna „kalkulacja”, niech pan jutro zadzwoni. Pan Profitowiec też nie dla siebie potrzebuje kalafonii. Usłyszał o niej przy wódce od kolegi Bimberka, ale natychmiast biegnie do niego z wiadomością, że na pojutrze ma kalafonię. Zaczyna się teraz dwustronny niesamowity ruch: Pośrednicki przez Emerytalską' szuka Prowizyjnego, ten odszukuje swojego Niemca z kalafonią, Bimberek z wieścią od Profitowca szuka pana Pienistego, mydlarza, któremu potrzebna była kalafonia. Powstaje łańcuszek: źródło towaru - Prowizyjny — Emerytalska - Pośrednicki - Profitowiec - Bimberek — Pienisty -przeznaczenie towaru. Dla każdego naturalnie obrywka.
Cóż to oznacza w mowie mniej obrazowej? Oto wobec nielegalności obydwu swych krańców pośrednictwo handlowe zostało rozdeptane w olbrzymi łańcuch, z którego żyła nieproporcjonalnie wielka liczba osób. Wokół kosteczki, którą normalny piesek przedwojenny byłby uniósł w dwóch zębach, dreptały mozolnie setki mrówek i naturalnie musiało się mrówkom wydawać, iż są niezmiernie aktywne. Zresztą mrówki z tego dreptania rzeczywiście żyły, droga bowiem od podwyższonej ceny normalnej, po jakiej sprzedawał Niemiec, do podbitej ceny rynkowej pómieścić mogła tych mrówek mnóstwo. Dlatego w urzędach i w biurach handlowali wszyscy. Same biura były tylko miejscem spotkań, z których co chwila wypadało się na miasto dla ubicia transakcji. Telefony urzędowe były telefonami tysięcy pośredników, których obrotów i zarobków nie byłby w stanic ująć żaden aparat kontrolny. Stwarzało to, przy inflacyjnej łatwości pieniądza, iluzję wielkiego ożywienia gospodarczego i ileż mrówek po biurach spogląda z żalem na niedawne miesiące, kiedy tyle było ruchu.
Tym okupacyjnym pośrednikiem byl oficer, który nic poszedł Ć-. niewoli; inżynier, któremu się nic opłacało iść do fabryki; żona profesora uniwersytetu, której mąż nie posiadał koniecznych do handlu talentów; poeta, który te talenty w sobie odkrył; niedoszły maturzysta, który rozpocząwszy od znaczków pocztowych doszedł do wniosku, że nie warto się uczyć; maszynistka z biura i kasjer z banku, i bibliotekarka z wielkiej biblioteki, i woźny w urzędzie, wszystkie typy ludzkie, przetasowane w najbardziej fantastyczny sposób. Znów przywołuję ku temu tematowi przyszłych pisarzy-realistów.
Tylko nieliczne zawody wolne, zwłaszcza lekarze i aptekarze żyli normalnie ze swojej pracy. Zawody te uchodziły za specjalnie cenne, ponieważ obok automatycznie niechybnych zarobków chroniły - poza Lubelszczyzną - przed łapankami i wywózką. (Tutaj też należy szukać -przypisek z roku 1948 - powodów masowego napływu młodzieży po wojnie na studia lekarskie, stomatologiczne i farmaceutyczne). Reszta inteligencji albo zeszła poniżej minimum życia, wyprzedawała się i paupe-ryzowała, albo żyła jakimś powtarzającym się cudem. Niemały udział w tym cudzie miały paczki portugalskie, tureckie, szwedzkie. Kawa, herbata, sardynki w nich zawarte szły w brzuchy grubszych dorobkiewiczów, spełniając zasadniczą rolę w budżetach iluż rodzin inteligenckich. Dodajmy do tego znaczne kwoty, które - w Warszawie zwłaszcza - były pompowane na cele polityczne przez Londyn, a rozchodziły się na cele nader rozmaite. Nazywam te źródła cudem permanentnym, ponieważ całe ich działanie było oparte na łaskawym kaprysie okupanta, który każdej chwili mógł być cofnięty. Nie przypuszczam bowiem, by Niemcy nic wiedzieli, że portugalskie migdały i figi były alfabetem między emigracją zachodnią a krajem.
Wśród typów okupacyjnego pośrednictwa specjalne miejsce zająć musi handel walutami i kosztownościami. Jest to bowiem pośrednictwo, w którym orientacja rynkowa, umiejętność chwytania odpowiedniej chwili do sprzedaży, znajomość psychologii klienta upodabniają je najbardziej do czystej gry. Do jakiegoś pokera przy zasłoniętych kartach. Pośrednictwo zatem w najczystszej postaci, matematyka usług i zarobków. W>łui i kosztowności za okupacji nie brakowało, z wielu źródeł napływały one przesunięcia klasowe wewnątrz społeczeństwa polskiego, tragedia Żydów. zagraniczne kanały zasiłków na konspirację. A chociaż sam handel bvl