nych, stworzyło własny krąg czytelników', a nade wszystko pobudzało różnych osobników do zajęć literackich, a tym samym wzbogaciło pod względem ilościowym literaturę polską.
Przykład Mickiewicza świadczy o tym, że dzieło wpływowego autora może pomnażać literaturę swego kraju, a także literatury innych narodów przez to, iż ośmiela, poddaje wzór. koncepcyj, sposobów wykonania, wyzywa innych poetów —-mniejsza o to: rzetelnych czy .grafomanów — w zapasy, do naśladowania choćby, często dokonując w ich stylu przełomu zasadniczego. Takiego poetę-mistrza historia życia literackiego słusznie nazywa „ojcem literatury", bo od niego, poczyna się życie okresu literackiego, epoki, prądu, rodzaju sztuki, stylu; od niego biją siły żywotne, które starczą na kilka nawet pokoleń literackich. Takie miano rodzicielskie otrzymał Mikołaj Rej, Kochanowski, Krasicki, Mickiewicz. Taką rangą czci potomność nawet pisarzy mniejszego lotu w przypadku, gdy dali początek jakiemuś nowemu zjiawisku sztuki literackiej: oto wielebny ks. Bohomolec został „ojcem komedii polskiej".
Częste to — jak widać ;— przypadki. Nie słychać natomiast często w dziejach życia literackiego, by jakiś poeta stał się... zabójcą innych poetów, sprawcą ich śmierci, tzn. zmusił ich do milczenia. A jednak i to się zdarza. I Mickiewicz sam może do końca życia nie wiedział, że obarczył się jednym zabójstwem, o którym kronika literacka wspomina: a może dokonał ich więcej?
Znany był na Wołyniu i Podolu w pierwszych dziesiątkach XIX stulecia Stanisław Doliwa Starzyński, pisujący pod pseudonimem Stacha z Zamiechowa lub Stacha Doliwy, autor popularnych ongiś piosenek i wierszy, które w licznych odpisach kursowały po całej, bliższej i dalszej, okolicy. Były to robótki literackie sentymentalne, w stylu klasycznym, nie pozbawione nawet pewnego wdzięku.
Część ich — drobna — ujrzała światło dzienne w tomiku pod prostym tytułem: „Śpiewki i wiersze Podolanina", reszta
w- ogromnym stosie zalega do dziś magazyny rękopisów „Osso-lineum".
Nie był to jednak klasyk czystej krwi. Czcigodny Korbut zalicza go do „klasyków umiarkowanych", do tych, którym podobały sią ekstrawagancje stylu romantycznego. Nasz Doliwa zerkał również w stronę „strasznego dworu" romantycznego i swe klasyczne pióro hańbił pisaniem ballad. Nie wyszło to na zdrowie poecie. Zdarzyło się bowiem1 tak, że jesienią 1823; r., przebywając w Berdyczowie na jarmarku, kupił w wędrownej księgarence pierwszy tom poezyj Mickiewicza. Przeczytał i... zmartwiał, poczem wpadł w oburzenie. Towarzyszący mu w czasie lektury Franciszek Kowalski, pierwszy w Polsce tłumacz całego Moliere’a, tak opisuje w swym pamiętniku tę scenę zabawną: „Odczytawszy Świteź potem Świteziankę, Doliwa zawołał do mnie: „Czy słyszałeś lub czytałeś, coś podobnego? — A niech go... to rozbójnik, to zabójca. Powiadam ci, to • rozpacz, desperacja wszystkich poetów, wszystkich jak my wierszorobów!... Wydarł mi pióro z ręki! Nie, nigdy w życiu nie będę pisał ballad!... Byłbym głupi!... A niech go wszyscy diabli!..." To mówiąc, porwał się z krzesła, skoczył na arodek izby i książkę cisnął o podłogę... „Czy go licho skądyś, gdzieś tam na Litwie, w puszczach litewskich wydarło i tu zaniosło?! Wszystkich poetów zabił, zamordował, obrabował... Nie będę, na złość mu nie będę pisał ballad!" Potem schylił się, podjął książkę, całował* ją, przepraszając za swe uniesienie,; przyciskał do swego serca i zabierał się do dalszego czytania:
A kiedy nocną przybliżysz się dobą I zwrócisz ku wodom lice,
Gwiazdy nad tobą, gwiazdy pod tobą I dwa zobaczysz księżyce.
„Co za poezja! ... co to za obraz! ... każdy z nasi.widzi gwiazdy, widzi księżyc, a nikomu dotąd nie przyszło na myśl odmalować tak pyszny obraz! To rozbójnik ten Litwin, wydarł mi pióro z ręki. Ale poczekaj, zrobię ci figla!.., — Jakiego zapytałem — utniesz zapewne lepszą balladę?” — Gdzie.tam,