I Wolność od lęku jest pierwotnie chrześcijańską postawą wobec | życia i śmierci. Dobry Pasterz przyniósł owcom życie w obfi-I tości, nwolnil je od strachu przed śmiercią.
W świecie najważniejszych dla mnie lektur i najcenniejszych rad, jakie kiedykolwiek otrzymałem, kwestia tytułowej odpowiedzialności i uczestnictwa łączy się nierozdzielnie ze słynną tezą ks. prof. Janusza St. Pasierba mówiącą, że .Jako chrześcijanie jesteśmy odpowiedzialni za poziom nadziei w świecie”. Upraszczając i wyjaskrawiając to stwierdzenie można by rzec, iż w wielu dziedzinach życia świat bez nas, chrześcijan, poradzi sobie, ale w kwestii „motywacji do życia i nadziei” jesteśmy współczesnym potrzebni jak powietrze. 1 w tym sensie „przyszły los ludzkości spoczywa w rękach” chrześcijaństwa.
Dlaczego? A dlatego, że nie istnieje inny impuls do „życia i nadziei” -czyli „nadziei życia” („nadziei na życie”) - jak Jezus Chiystus.
Współczesny kontekst rzeczywistości
Poniższe rozważania rozpocznę od nieco mrocznego opisu tła kulturo-wo-cywilizacyjnego świata. Jestem jak najdalszy od czarnowidztwa i stanowczo odradzam obrażanie się na swój czas. Ale realizm każe widzieć rzeczy takie, jakimi są. Toteż rozdziały 7,8 i 9 w Ecclesia in Europa opatrzone
Wobec śmierci
są tytułem „Gasnąca nadzieja", co musi zastanawiać, zważywszy tym bardziej na fakt, że autora Ecdesii uważano za „Świadka nadziei".
Uważam, iż znajdujemy się w sytuacji potężnego kryzysu nadziei, którego przyczyny są, rzecz jasna, na tyle złożone i skomplikowane, że wymykają się pobieżnym analizom, a także moim kompetencjom. Bez większego ryzyka popełnienia błędu można jednak powiedzieć, że głównymi odpowiedzialnymi za ten stan rzeczy są - zwłaszcza w skali Europy - dechrystianiza-cja (powiązana z charakterystycznymi dla nowoczesności i pono- i woczesnośei procesami detradycjonalizacji) oraz upadek wartości trzech to po nieludzkich ideologiach i hekatombach XX wieku. Obie przy- odcięcie się czyny w aspekcie teologicznym dadzą się właściwie sprowadzić do | jednej, a mianowicie do grzechu o gigantycznej sile rażenia. Grzech zresztą - jako odcięcie się od Boga, tj. źródła życia - jest zawsze podstawową przyczyną atrofii nadziei życia. Tak więc to one (dechrystianizacja i ocean przelanej w XX wieku krwi), a ostatecznie on (grzech) przynoszą (-i) to coś, co zdaje się wisieć jak trujący smog w ponowoczesnym powietrzu: poczucie wyczerpania, utraty możliwości, braku perspektyw; kasandiyczno--cyniczne zawodzenie. W sumie - rozpacz i jej niszczące skutki.
Perspektywa myślenia, w której nie ma miejsca na sens ponad ten we-wnątrzhistoryczny, w której brak takich kategorii i zakresów jak „eschatologia”, „zbawienie” czy „zmartwychwstanie”, każe interpretować wydarzenia tak tragiczne jak trzęsienie ziemi w irańskim Bam w grudniu 2003 roku albo jak sprzed 2S0 laty terramoto w Lizbonie, jako kolejny argument przemawiający za tragizmem ostatecznej metafizycznej samotności ludzkości. Każe również stawiać pytania o naturę miłości Boga, a w gruncie rzeczy o Jego „proludzkie istnienie”, czy istnienie w ogóle. Renesans fascynacji myślą Nietzschego i Ciorana, popularność dramatów Sary Kane i Nikołaja Kolady, wiele mówią o wyniku współczesnych zmagań nadziei z rozpaczą Najpopularniejsza chyba obecnie w Polsce uczona-humanistka, o potężnym wpływie (tak naukowym, jak i medialnym) na nasz światopogląd i literackie hierarchie, prof. Maria Janion w jednym z wywiadów wyznaje: „Odrzucam religię jako pocieszenie. Odwołuję się tu do Simone Weil, która mówi, że nie można tylko nieprzerwanie krzyczeć: «Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił». Nie pozostaje nam nic więcej jak trwanie w naszej tragicznej kon-dycji. Tylko to i nic więcej. (...) Ja stawiam sobie wymóg trzeźwości, życia bez złudzenia, bez iluzji”.
75