JOSEPH RATZINGER
jakie wiara chrześcijańska udostępniła myśli ludzkiej. Nie powstało ze spontanicznego filozofowania właściwego człowiekowi, ale rozwinęło się w ramach dysputy pomiędzy filozofią a twierdzeniami wiary, szczególnie pochodzącymi z Pisma świętego. Ściśle biorąc pojęcie osoby wyniknęło z dwóch kwestii, które od samego początku w myśleniu chrześcijańskim nabrały centalnego znaczenia; chodzi
0 dwa zagadnienia: Kim jest Bóg (Bóg, którego spotykamy w Biblii)? Kim jest Chrystus? Aby odpowiedzieć w pełni na te dwa od dawna stawiane pytania, zastosowano do wiary refleksję, a ta posłużyła się określeniem prosopon = osoba, które aż do tej pory nie odgrywało żadnej roli w filozofii, toteż nie było w użyciu. Nadane mu zostało nowe znaczenie : tym samym dano początek nowemu wymiarowi ludzkiej myśli. Nawet jeśli w międzyczasie oddzieliło się znacznie od swego pra-wzoru i rozwinęło poza nim, niemniej myśl ta czerpie życie, nawet jeśli tego nie dostrzegamy, ze swych początków. Toteż, w moim przekonaniu, nie da się określić prawdziwego i właściwego znaczenia osoby bez stałego odwołania się do jego źródeł.
Z tych powodów niech mi będzie wybaczone, jeśli - według mych zdolności porządkowania, by sprostać prośbie omówienia dogmatycznego pojęcia osoby - nie będę wyjaśniał nowych poglądów współczesnych teologów, lecz postaram się odnieść ideę osoby do jej początków, do jej pierwotnego źródła, z którego narodziła się
1 bez którego nie może istnieć. Z powyższego wynika, że temat zostanie omówiony w dość luźny sposób.
Na początek winniśmy po prostu przyjrzeć się z bliska dwóm źródłom pojęcia osoby, jednemu wynikającemu z pytania o Boga oraz drugiemu powstałemu w ramach problemu chrystologicznego.
1. Początek pojęcia osoby.
Pierwsza postać, z jaką się spotykamy, to Tertulian, wielki teolog zachodni. Tertulian przemienił łacinę w język teologiczny, i z niemalże niewytłumaczalną pewnością, od razu potrafił sformułować terminologię teologiczną, której następne wieki nie potrafiły ulepszyć, odkąd odcisnęła się na chrześcijańskich formułach wciąż zachowujących swą aktualność. Tertulian zaproponował na Zachodzie formułę, która oddzwierciedlała chrześcijańskie pojmowanie Boga: Bóg jest „una substantia - tres personae”, Jeden Byt w Trzech Osobach1. Jest to pierwsza okazja, dzięki której pojęcie osoby zrazu prawomocnie wkracza do historii myśli.
Zanim jednak to wyrażenie przyjęło się i dopełniło w sensie duchowym, zanim przestało być jedynie zwykłym środkiem wyrazu, a stało się realnym krokiem naprzód w pojmowaniu tajemnicy, musiały upłynąć wieki; Służyć jej bowiem miało nie tylko do zrozumienia, ale i do przyswojenia w jakiś sposób. Gdy twierdzimy, że Tertulianowi udało się ukuć pojęcie, lecz że jego przyjmowanie się z punktu widzenia duchowego stawiało jeszcze nieśmiałe kroki, natychmiast pojawia się problem, jakim cudem był on w stanie wynaleźć to słowo i to z taką pewnością adekwatności, że aż wydaje się nierealne. Było to jeszcze do niedawna zagadką. Ostateczne światło na ten problem zdołał rzucić znawca historii dogmatów z Getyngii, Carl Andersen, w rezultacie czego początek pojęcia osoby, jego prawdziwe źródło, jest dzisiaj dla nas mniej więcej jasne2. Na pytanie jak dochodzi się do pojęcia osoby, odpowiedź brzmi, iż jego początek znajduje się w tzw. egzegezie pro-sopograficznej. Co oznacza to określenie? W tle mamy słowo prosopon, stanowiące grecki odpowiednik osoby (persona). Egzegeza prosopograficzna była sposobem interpretacji, rozwiniętym już przez starożytną naukę o literaturze. Utrzymywała ona, że wielcy antyczni poeci, w celu dramatycznego ożywienia zdarzeń, nie zadowalali się opowiadaniem ich, lecz wprowadzali na scenę osoby, które mówiły. Wkładali w usta postaci bóstw zdania, dzięki którym dramat narastał. Innymi słowy poeta wymyślał jako literacką sztuczkę role, poprzez które zdarzenie było przedstawiane w formie dialogicznej. Studiowanie literatury odsłania tę sztuczkę, ukazując stworzone osoby jako „role”, służące do dramatycznego ożywienia wydarzeń (termin prosopon, który później stanie się personą, oznacza pierwotnie właśnie „rolę”, maskę aktora). Egzegeza prosopograficzna stanowi zatem interpretację rozświetlającą ową sztuczkę, wyjaśniającą zarazem w jaki sposób autor wykreował dramatyczne role, role dialogu, w celu ożywienia swej poetyckiej kompozycji lub też swej opowieści.
Chrześcijańscy pisarze w odczytywaniu Pisma świętego spotykają coś bardzo podobnego. Odkrywają mianowicie, że także tutaj fakt rozgrywa się w dialogu. Odkrywają przede wszystkim zdumiewający fakt Boga, który wypowiada się w liczbie mnogiej bądź rozmawia z samym sobą (wystarczy pomyśleć o tekstach takich, jak: „Stwórzmy człowieka na nasz obraz, na nasze podobieństwo”, lub o Słowie Boga z Rdz 3: „Adam stał się jednym z nas”. Albo w psalmie 110: „Rzekł Pan do Pana mego”. Według interpretacji Ojców chodzi o dialog Boga ze Swym Synem). Ten fakt, to znaczy ukazanie Boga wypowiadającego się w liczbie mnogiej bądź rozmawiającego z samym sobą, zostaje opracowany przez Ojców przy pomocy zabiegu egzegezy prosopograficznej, która tym samym doprowadza do wydobycia nowych znaczeń. Już Justyn, pisarz z pierwszej połowie drugiego wieku (fl65), powiada, że święty autor wprowadza tutaj różne prososo-pa, różne „role”. Jednakże termin ten nie znaczy już więcej „ról”, ponieważ wyrażenie to, czerpiąc z wiary w Słowo Boga, zmierza ku rzeczywistości całkiem nowej; role, jakie wprowadza święty autor, stają się rzeczywistością, istotą w dialogu. Tym sposobem termin prosopon = rola zmierza wprost ku wydaniu na świat idei osoby. Zacytuję jedynie jeden tekst św. Justyna, by zobrazować ów proces: „Gdy słyszycie proroków wypowiadających zdania, tak jakby je mówiła