28
I RTTTNTCR W MAł YM DOMKU
WANDA
Jakiemu?.
DOKTÓR
No, obserwowaniu mojej osoby.
WANDA
Odkąd mnie wziąłeś z pensji do siebie.
DOKTÓR
Jestem z lego niesłychanie dumny.
WANDA
Tak, mnie się także wydaje, że jesteś próżny i że lubisz, jak się tobą zajmują.
DOKTÓR
To każdy lubi.
WANDA
Strasznie ci przyjemnie, jak tutejsze panie mówią o tobie, że jesteś interesując V, dlatego tyle z nimi rozmawiasz.
* DOKTOR
Tak, Diówie dużo z ludźmi... dlaczego nie?... jestem towarzyski człowiek; to przecie nie jest żadna zbrodnia... Ale panna Wanda tego nie pojmuje.
WANDA
Panna Wanda ma straszną nieufność do towarzyskich ludzi.
DOKTÓR
Do lic hal Panna Wanda zapewne myśli, że kto szuka ścisku, ten jest złodziejem kieszonkowym albo czymś podobnym.
AKT 1*1 Kił WSZY SCKNA IX
WANDA
Tak, mniej więcej.
DOKTOR
Wolę ludzi, c hoćby najgłupszych, jak nudy.
WANDA
Nawet wolisz głupszych, bo cię więcej podziwiają.
DOKTÓR
Wolę głupszych, bo więcej krzyczą. Lubię dużo głosów, dużo hałasu.
WANDA
Aha! Na przykład jak będą wołać: niech żyje pan burmistrz! Niech żyje!
DOKTÓR
Ha, ha! Wszystko jedno co, byle krzyczeli. Ja tylko nie znoszę ciszy.
WANDA
niewinnie, lekko, opierając głowę na dłoni i patrząc mu się
w oczy
Ach, w takim razie musiało ci tu być gorzko z początku, po wielkim mieście.
DOKTÓR
Z początku? może... ale to krótko trwało... bo ja nie znoszę spokoju. Zacząłem budzić ludzi... ty wiesz, ja to umiem. Zaczęło się coś dziać... ruch. życie... Nie daję im spać, a przecież mię lubią.
WANDA
Jesteś popularny... tak. Musisz się czuć jak w cieplarni. Stałam dziś na górze przy oknie i cie-