...I nic nie pomaga — ni wichry huraganowe, ni zawieje śnieżne, ni północy wiew lodowaty! W kurczach przedśmiertnych kona zima. Już skowronek, jak czarny krzyżyk przyczepiony hen, wysoko na niebios stropie, wydzwania milutką, wesołą swą pieśń. Już czubatych czajek roje zaludniają puste dotąd łąki, karkołomnemi sztukami zwinnego lotu zachwycając oko. — Już słońce coraz gorętszemi pocałunkami budzi ze snu ziemię, krew z krwi swojej, kość z kości swojej, jak matka czuła śpiące swe dziecię. ( Chmury przybierają ów ton błękitny, zwiastujący stanowczą zmianę aury. Wiatr zachodni, choć zimny i przejmujący, zapowiada zwycięski pochód wiosny. Lecz krajobraz jeszcze zimowy. Łąki szare, w dolinach wodą zalane. f^Tu i owdzie sterczą kępki i wysepki, puste i gołe, ulubione zbiorniki różnorodnego ptactwa, czatującego na przysmaki, któremi je darzy woda. Ze stawu przezroczystej toni wytyka po brzegach nieśmiało ciemne jeszcze łebki kniat. Pola upstrzone tu i tam brudnego śniegu płatami. Dębowy las nagie ku słońcu pnie ramiona, w niemej prośbie błagając o cud. Wtórują mu modrzew, olcha, brzoza i buk. Jakaś tęsknota tajemnicza a potężna ogarnęła przyrodę: drzewa tęsknią za swą ozdobą, łąki za kobiercem, rola za runią, bo czas już, hej, czas!
Słyszą te skargi szczęśliwsze jodły i świerki i sosny. W tajemnej naradzie cichym porozumiewają się szeptem. Żal im oto smutkiem zgnębionej przyrody, żal im stęsknionych swych siostrzyc. Czy zdradzić tajemnicę? Dlaczego nie pocieszyć, gdy pocieszyć można? I jodły szumią: „iści się, iści się!" A świerki powtarzają bukom, a sosny brzozom i dębom: „są! są! już goszczą u nas zwiastunki błogich dni!“
Ciepły wieczór marcowy. Po dniu pogodnym niebo tonie w cudnych opalowych blaskach. Spokój zupełny otacza łowca. Gdzie długi dukt łączy wysoki las i przyległe zagajniki z szeroką płaszczyzną łąk