184
— Zechciój pan jednakowoż czytać odlewćjręki.
Prokurator usłuchał.
Naraz wydał okrzyk zadziwienia.
Na bibule literami od lewćj ręki odczytał wyrazy: To jest mój testament.
Prokurator spojrzał na Gilberta z wyrazem niezwykłego zadziwienia.
— Skąd’pan masz tę bibułę?
— Z pokoju hrabiego Maksymiliana de Yadans.
— Któż panu pozwolił wejść do pokoju zmarłego hrabiego?
Gilbert rozskrzyżował ręce na piersiach i odpowiedział drżącym tonem:
— Jestąm Gilbert Henryk Ludwik hrabia de Yadans ~ jestem bratem zmarłego Maksymiliana. Żyliśmy zdała od ośmnastu lat i nie widziałem go też już żyjącego.
Prokurator ze wzruszeniem i poszanowaniem patrzał na twarz mówiącego, którego głębokie zmarszczki na czole, włosy z iwcześnie osiwiałe jasno wskazywały człowieka, który miał zmartwienie i który ma rany, dotychczas nie zabliźnione.
Gilbert ciągnął dalej:
— Uważano mnie za umarłego. Mój brat musiał także podzielać to przekonanie wszystkich... Trzeba, żebym działał niepoznany, bo tylko w ten sposób może mi się udać wykryć winowajcę i oddać go w ręce sprawiedliwości.
— A więc to nie Raul skradł testament.
— Naturalnie, że nie on! Dla czego by on miał testament usuwać? D>t>rze wiedział, że jest w łaskach swego wuja, a że nie wiedział o istnieniu Genowefy, przeto mógł się uapewno spodziewać, że wuj go wyróżni w testamencie. Nie miał zatem nawet powoda usuwać testamentu.
— Któżby mógł zatem być owym zbrodniarzem ?
— Oto nam właśnie chodzić powinno. ' To powinno być naszym celem i obowiązkiem. Jednak, poprzysięgam, nie policya, lecz ja zbrodniarza wyśledzić muszę a skoro będę miał niezbite dowody jego winy, wtedy wskażę go i powiem otwarcie: „Oto on jest a to są dowody jego zbrodni." Skoro jednakowoż tego w ręku nie mam, nie wolno mi nic mówić. Ażeby zaś dojść do jakiegoś rezultatu, potrzeba, ażeby Raul był wolny,
— Raul — nigdy.
— . Zaręczam za mego siostrzeńca... złożę, co tylko pan zażądasz, choćby nawet milion kaucyi, ale proszę Ra ula wypuścić.
— Sprawiedliwość nie przyjmuje złota. Sprawiedliwość przekupioną być nie może, sprawiedliwość dopomina się kr wi za krew. — Znasz pan prawdziwego zbrodniarza a przynajmniśj podejrzywasz go, nazwij go po imieniu a Raul będzie wolnym.
— Słusznie pan mówisz, sprawiedliwość nie przyjmuje kaucyi ale sprawiedliwość się domaga, a-ieby zbrodnia jak najrychlój się wydała. W tym też tylko celu żądam wypuszczenia Raula de Chał-lins na wolność. Nic panu nie przeszkadza, mieć nad nim nadzór, strzedz wszelkich jego czynności, śledzić starannie wszystko co się tyczy jego osoby. Ręczę za niego wszystkiem, ciałem, duszą, honorem, — jeżeli zaufanie położone we mnie nadużyję, wtenczas ja sam powiem: — to winowajca, zbrodniarz należy do pana, zabierz go sobie.
Gilbert wymówił te słowa z tąkiem przekona-