224
nęła pod rękę, a czyto z „frajerkami" czy z „towarzyszami" nie wylewał za kołnierz, ani pod ławę, lecz pił zdrowo, bo głowę miał mocną, i gdy innym już język plątał się w gębie, a nogi odmawiały posłuszeństwa, on jeszcze był przytomny i trzeźwy, choć podniecony. Ale też i zadzierać z nim wtedy było niebezpiecznie.
Z chwilą jednak, gdy się ożenił, ba, gdy się zaręczył, zmienił się odrazu, na pokusy stał się odpornym. Oto, co sam opowiadał w tej materji:
— Ja w rzeczy stary, ale baby sićkie wse rad widzem. Raz co sie nie stało, idem se do góry żlebem i śpiewałek se i grał, co jaze giełcało po reglak. Jaze wyskocyła ku mnie skądsi dziewka straśnie piękna i tak mi pada: „Hybajze, sie-dniemy se na wancie i będziemy sie bośkać, haj". Ja jej zaś, nie wiele myślęcy, tak padam: „Jakoż cie zalubić i bośkać mam, haj, kie ja mam doma dziewkę. Za tydzień bedzie wesele, haj". Ono wyjena cycki, straśnie długie były, toz to se ik pozarucała na ramie i hybaj za mnom. Ja uciekał przed niom, jagek móg, bok sie jej bał, haj, bok poznał po cyckak zaraz, ze boginka była, co w dziurak w uspiskak siadujom. Zdysałek sie straśnie, toz tok ustał, a ona mnie dopadła, haj, i sprała mnie straśnie terni cyckami. Uciogek pote, nie zabiła mie. I dobrze nie bardzo, moja sie dowiedziała i sićke baby i dziewki, haj. Raty, przeraty, rady mie tez pote widziały, zek sie z boginkami zadawać nie kciał, haj. Straśnie mie .wse rady widziały.
Ceniły w nim bowiem wiernego męża, który, odkąd się ożenił, nietylko z boginkami (a raczej juhaskami w górach), ale i z żadnemi innemi kobietami w grzeszne amory wdawać się nie chciał. Kochał swoją żonę, kochał swoje dzieci, których miał kilkoro, i dla nich żył. To była jego zasada. Uważał, że człowiek za młodu może wydziwać, bałamucić baby, popuszczać sobie wodze i nie bać się nikogo, ani niczego na świecie, ale gdy się ożeni, przepadło wszystko. Wtedy musi pozostać wiernym. jednej. Jakoż, tego będąc zdania, był dobrym mężem i wzorowym ojcem, a tylko do małego wzrostu i ograniczenia swojej żony przemawiając. opowiadał (jak świadczy Stopka):
— Ja ta, prosem pieknie, mam doma takom babinku, co-by jom do tórbki sował. A kieby jom, strzez Boże, oreł porwał, to jom na Krzywań zaniesie i nika nie odpocnie!... Moja tara sie nie stara, skąd niesem, i co niesem, haj!
Pracowita z natury, chętnie pracująca za siebie i za męża, żona Sabały tak mawiała o nim: „O! Jasiek to nas syćkik naucył pracować, bo sam ta nigdy nic nie robił". Tak źle nie było jednak, bo Sabała, choć laufrował po górach, a w domu przesiadywał nie często, jak się wziął do roboty, to musiał narobić za dwóch. Zdarzyło się raz naprzykład, że najspokojniej tłukł się z towarzyszami po wirchach, lub pił „na Kirach" w karczmie, gdy tymczasem jego owies i jarzec, już źrałe, stały i czekały, aż je chyba wiatr halny skosi, bo baba nie mogła chłopów do koszenia dostać. W tern wraca Sabała do domu, a dowiedziawszy się o kłopotach żony z powodu nieskoszonego owsa, jak wziął kosę, to trzy dni i noce kosił. „Na cwarty dzień — opowiadał potem — nie trza było kosy pokładać, sama z garści wypadła". Owies został na pokosach, a Sabała raptem wziął znowu strzelbę i poszedł na Orawę na niedźwiedzia. Gdy zaś go pytano o zdrowie żony, odpowiadał z pogodnym uśmiechem: „He, stęka! Kto się z młodości roboty bał, to się jej dość nie naje, to stęka. Ja ta jej nig’dy łakomy nie był!" Tak to lubił szydzić ze swego życia, które spędził głównie na myśliwskiej włóczędze.
Było to możliwe tylko przy takiej poczciwej żonie, która całą duszą oddana domowi i dzieciom, dla męża-włóczykija, aż nadto była pobłażliwą i wyrozumiałą. „E mnie sie ta wse dobrze wiedzie, mawiał. Dziecyska mi poza usy nie płacom, juźci ohota mnie zbiera poskakać. Doma ni mogę wysiedzieć, ni jakim świate. Straśnie mi sie kotwi". Więc jeśli nie w góry na polowanie, to przynajmniej szedł „ku kościołowi" dla ga-
Legendowe postacie zakopiańskie l5