971
DYPLOMACJA
Sa Majeste le Roi de Pologne". Nie mogli tylko dodawać polskim zwyczajem „i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej". Takich pseu-do-polskich posłów nie brakło jednak nigdzie. Oto np. ich spis za Augusta III w 1756 roku: w Berlinie de Billów; w Londynie Karol Wiedemarkter; w Madrycie hr. Jan Kolowrath; w Paryżu hr. de Vitz-thum; w Petersburgu de Funcke; w Rzymie ksiądz hr. Lagnasco; w Stockholmie Karol baron Sacken; w Wiedniu hr. Fleming; w Neapolu de Warndorff; w Kopenhadze Spermer; w Konstantynopolu F. Hiibsch; w Hadze Kauderbach; w Bernie de Vattel; w Wenecji hr. de Villio; w Monachjum hr. de Callenberg; w Manheimie hr. de Riaucour; nie licząc jeszcze rezydentów w pomniejszych stolicach niemieckich księstw i w wolnych miastach. W ten sposób Polska w tych czasach, gdy właśnie ustalał się coraz bardziej już zwyczaj poselstw stałych, nie była de facto nigdzie reprezentowana. Tylko w bardzo rzadkich okolicznościach, kiedy sejm uznawał konieczność wzięcia udziału Rzeczypospolitej w pewnych traktatach międzynarodowych, wysyłano nadzwyczajne ambasady okolicznościowe, podlegające wszystkim zastrzeżonym przez prawo ograniczeniom i formalnościom. Ale prawdziwą politykę starał się król prowadzić poza niemi. To też konstytucja sejmowa z 1717 roku wyraźnie musiała zastrzec, aby sascy posłowie polskich spraw nie traktowali. (Vol. Leg. t. VI, 240). Zachodziły tedy poważne konflikty między królem a stanami, gdy dyplomaci królewscy, jak np. Fleming w Wiedniu (w 1715 r.), wciągali Rzeczpospolitą bez upoważnienia sejmu w układy międzynarodowe. Wówczas to, gdy post factum zwrócono się do stanów o ratyfikację przymierza polsko-angielsko-austrjackiego przeciw Rosji i Prusom zwróconego, stany cały ten projekt obaliły. Nie wyszło to na korzyść Polski i przyczyniło się do dalszego wzmożenia wpływów rosyjskich, do dalszych rozdźwięków pomiędzy królem Augustem a narodem, do ugruntowania pojęcia o bezwartościowości Polski, jako elementu pozytywnego w polityce międzynarodowej. Faktyczne rozdwojenie kraju uwydatniało się także w formie podwójnej, obcej reprezentacji dyplomatycznej w Polsce. Poza ambasadorami i posłami, akredytowanymi przy królu i towarzyszącymi zawsze dworowi w jego podróżach między Warszawą i Dreznem, bywali równocześnie i „rezydenci", stale mieszkający w Warszawie, przeznaczeni wyłącznie do pilnowania na miejscu interesów polskich, bez względu na obecność dworu. Zresztą ambasadorom, akredytowanym wedle ogólnie przyjętych form tylko przy królu, różne czyniono trudności protokólarne. Chcąc bowiem korzystać z pełnych honorów na ziemiach polskich i wchodzić w pertraktacje i układy z władzami narodowemi, musieli się starać o specjalne listy uwierzytelniające do Rzeczypospolitej, co tak dziwiło np. ambasadora hiszpańskiego hr. Arandę za Augusta III. Rozdział był zatem najwyraźniejszy między głową państwa a państwem. Nieraz nietylko w czasie nieobecności króla lub bezkrólewia, ale i w chwilach ostrzejszych scysyj między królem a narodem, częstych za Augusta II, prymas w imieniu Rzeczypospolitej wchodził w pertraktacje z dyplomatami. Szkodliwa ta dwoistość, przyzwyczajająca Polaków do nielegalnej, partyjnej, prowadzonej na własną rękę dyplomacji stronnictw i konfederacji, wyzyskiwana na własną korzyść przez dyplomację mocarstw postronnych, skończyć się miała z chwilą obioru Stanisława Augusta.
6. Dyplomacja Stanisława Augusta. Nie
reprezentując sam z siebie żadnego państwa własnego, ani żadnych interesów dynastycznych, usiłował Stanisław August odrodzić dyplomację polską w najniewdzięczniejszych potemu warunkach. Coprawda ponowiono mu wszystkie z poprzednich paktów konwentów zastrzeżenia, z tern jeszcze objaśnieniem, że „posłów wielkich", czyli ambasadorów, tylko „z wyroków sejmowych" będzie mógł wysyłać, „mniejszych" zaś i rezydentów z upoważnienia Rady Senatu. (Vol. Leg. t. VII, 203). Wobec tego o ambasadorach narazie nie będzie mowy, będzie tylko chodziło o obsadzenie przynajmniej najniezbędniejszych placówek za zgodą Senatu i z funduszów, jakiemi można było bez Sejmu dysponować. Na Radzie Senatu, 10. I. 1765, król proponował wysłanie poselstw do Rzymu, do Petersburga, do Berlina i do Porty Otomańskiej. Uznano konieczność utrzymywania w Rzymie stałego rezydenta i wyznaczono mu sześćset czerwonych złotych pensji. Ale na następnej Radzie Senatu musiał Stanisław August oświadczyć, że z polskich „obywatelów do tej funkcji nikt się nie znalazł, ktoby za tę kwotę w Rzymie w charakterze rezydenta