Nie lada też te nasze kochane bratanki I na Austryi chcą zrobić geszeft przy ugodzie,
A uznając braterstwo lecz tylko do szklanki W prawdziwego braterstwa niezbitym dowodzie Umizgając się do swej Galicyi •— bogdanki Kradną nam Morskie oko—w swej ducha swobodzie—• Myśmy jednak ich chęci oddawna przeczuli —• Węgier miast do papryki, wzdycha do cebuli.
Affendakis — sławiony złodziej pierwszej klasy,
Co całkiem niepotrzebnie wlazł policyi w szpony Gdy mu się uprzykrzyły — smutne kozy czasy — Chciał być — jak powiadają — w kamforę zmieniony Ulotnił się gdzieś w puszty węgierskie i lasy,
Lecz fatum na nim cięży — bo już sprowadzony — Gdy go wiedli z kolei — ktoś tam lekko szturkaBj Ciekawych dziennikarzy i znów awanturka.
A całe trójprzymierzeSżałobę odziało Gdy Włochy w Abissynii gniotąc Mendika, Miast wobec Europy okryć oręż sławą Same wzięły po skórze od pustyń kacyka —
Ha! trudno — gdy się komu awantur zachciało Ten niech gorzkie pigułki za nagrodę łyka — Kto bowiem w swej kieszeni nie czuje ni lira Ten niech się do Afryki nigdy nie wybiera.
Najgorzej wyszli na tern Crispi i Ellena Pierwszy dostał dymisyę, drugi ranę w >zadzie« Ostatnie — chyba męztwa nie lada ocena; —•
Po Crispim wziął Rudini przewodnictwo w radzie. Dla popisu wojsk włoskich, najlepsza arena Popisywać się męztwem — na jakiej paradzie . .. Wszak mówią abissyńskich kuryerów kroniki,
Ze Włochy umykając gubiły trzewiki.
Słusznie mówi przysłowie że raz wyciągała
Żaba swą nogę małą — gdy kuto gdzieś konia —
Gdyby sobie Italia spokojnie siedziała —
I wojska prowadziła w paradzie na błonia Nie byłaby tak szpetnie poi skórze dostała Od lekceważonego — Negusa nicponia,
Gazeciarze by ody na jej chwałę cięli A tak •— jednym zamachem wszystko dyabli wzięli.