(nie licząc kradzieży leśnych) wypadnie takich wykroczeń w naszym kraju w stosunku do miliona ludności 589, a przeto znacznie więcej niź w którymkolwiek z przywiedzionych krajów.
W wykroczeniach tego rodzaju zarówno jak w znacznćj liczbie pomniejszych kradzieży głównym czynnikiem jest nieuszanowanie cudzego. Niedostatek materyalny, trudność wyżywienia i zarobku wreszcie namiętności ludzkie wywołujące potrzeby, których drogą prawidłową zaspokoić nie [można, pobudzają jak do zbrodni w ogólności, tak w szczególności do najpowszechniejszej, jako najprostszą i najprzystępniejszą drogą prowadzącej do pożądanego celu, to jest kradzieży. Nazwisko sprawcy jej w naszym języku złodziej, źródłowo jednoznaczne z ogólnem nazwiskiem przestępcy złoczyńca, świadczy, jak zauważano, o ohydzie w jakiej sprawców tych mieli nasi przodkowie, ale zarazem i o upowszechnieniu tego rodzaju uczynków, cechą swoją ogarniających niejako ogół występków. W drobnych atoli kradzieżach, mała wartość, mały pożytek przedmiotu, niedostateczne zaspokojenie potrzeby wywołanej występ nem usposobieniem, skłania do wniosku, że powodem Uu było nie głód, nędza lub żadza niepewj nego zysku, skoro ani nasycić braku, aui zbogacić się kradzieżą nie było można; że tu powodowało pewne amatorstwo cudzego, któremu przewodniczy to pierwotne sobkostwo ściągające wszystko do swojego Ja“, oraz spaczone wyobrażenia o własności i prawie społecznem. Cyfry któreśmy przywiedli, stwierdzają tylko takt z powszechnej obserwacyi wiadomy, że owo wyobrażenia bardzo u nas wiele pozostawiają do życzenia. Któż u nas wierzy naprzykład, źe sługa, któremu nie odmówimy nazwiska ,,uczciwego*, któremu zaufamy i pieniądze i kosztowności, oprze się pokusie, skosztowania powierzonych mu wiktuałów albo podzielenia się z nami choćby w małej cząstce, mate-ryałem opałowym? Koszykowe sług kupujących żywność na targu różne obrywki ekonomów czeladzi, wypasanio inwentarzy włościańskich na szkodzie dworskiej, nałogowe u nas a przez władze, dzięk przepisom wyjątkowym, bardzo miękko traktowane defraudacje leśno, łakome zrywanie owoców w ogrodach dworskich, nietylko przez dzieci nie i starsza czeladź; wszystko to spełniane z czystem sumieniem pod względem zarzutu kradzieży, czyż nie świadczy o bardzo jeszcze uieja-snem zeznaniu prawa własności naszego ludu? Któż u nas nie wie, że zostawione w miejscu otwartem naczynie drewniane, choćby nawet deski kaw ałek, za pierwszem niedopatrzeniem na pewno zostanie stra-conem dla właściciela? Bajka Krasickiego o grochu przy drodze dziś u nas jak w XVIII wieku jest zupełnie prawdziwą. Lecz czyź tylko