— 145 —
Gdy go skończył i chciał jeszcze raz przeczytać, by popopra-wiać możliwe błędy i usterki w osnowie listu, spostrzega naraz zdziwiony, że nie poznaje zupełnie własnego pisma, nie pojmuje co znaczą te zygzaki, które on własnoręcznie na papierze nakreślił. Do najwyższego stopnia zdziwiony, próbuje czytać inne swe dawniejsze listy, ale nawet własnego imienia nie jest w stanie odcyfrować, jak gdyby chióskiemi literami było napisane. Bierze książkę, chce czytać, ta sama historya co z listem; widzi tylko jakieś znaki, zygzaki najrozmaiciej powykrzywiane, ale nie umie odgadnąć myśli przez te znaki wyrażonej.
A jednakże ten człowiek posiada całą przytomność umysłu; nie jest ani głuchy, ani niemową, ani ślepy. Co więcej, nie stracił wcale władzy rozumienia słyszanych słów, nawet pisać potrafi, lecz tylko machinalnie, podobnie jakby ktoś z nas pisał zamknąwszy oczy, albo wśród wielkiej ciemności. Te ciemności nie istnieją jednak w rzeczywistości dla niego; nie jest wcale ślepym, bo rozróżnia czarne, białe lub czerwone punkta na papierze; rozpoznaje pełne, okrągłe lub podłużne znaki liter, słowem, widzi, że coś napisane, tylko przeczytać tego nie potrafi, podobnie jak małe dziecko, które się jeszcze nie nauczyło sztuki czytania.
Cóż mu się więc stało? Zapomniał naraz wszystko, co z takim mozołem nabył przez kształcenie oka. Nauczono go w szkole rozpoznawać litery alfabetu, składać je w zgłoski, w końcu we wyrazy, które w jego duszy wywoływały zapo-mocą sztucznej assocyacyi odpowiednie obrazy myślne. Otóż ta właśnie zdolność łączenia pisanego lub drukowanego znaku z odpowiednim obrazem myślnym, została utracona. Znów auto-psya wykazuje, że nastąpiło to wskutek uszkodzenia organu mającego swą siedzibę w lewej półkuli, obok drugiego zwoju ściennego, który dotyka kanału Sylwiusza, nieco wyżej od organu pamięci słów.
Nie ulega zatem wątpliwości, skoro naukowo to udo-
NfEŚMIERTf LNOŚć DUSZY. 10