\ENOFONT. 213
przekonanie, że dwaj wielcy pisarze doprawdy korzystali z każdćj sposobności, aby sobie mówić rzeczy najnieprzyjemniejsze1). Prawdą jest a dostrzegł tego już Steinhart2), że Xenofont nie nadawał sie do żadnćj roli w dialogach Platona. Nie był ani przedstawicielem metody dialektycznej, jak Protagoras, ani retorem, jak Gorgiasz, ani twórcą systemu, jak Parmenides; ani też nie wyznawał żadnego kierunku naukowego lub literackiego, z którymby Sokrates nie był w zgodzie. A jeżeli Platon nie mógł go pomieścić wśród przeciw ników swego mistrza, to mniej jeszcze wśród uczącyeh się młodzieńców. Xenofont był wtedy już zbyt sławnym człowiekiem, aby go wprowadzał jako żaczka, pokonywającego pierwsze trudności logiki. Pozostawała rola statysty, służącego za dekoracyę do rozmowy; ale czy byłby to wielki dowód przyjaźni? Czy zresztą koniecz nie musiała być przyjaźń między nimi? Boeckh dowiódł, że nie było nieprzyjażni, i to wystarcza; czy była kiedykolwiek przyjaźń, nie wiemy. Jeżeli jćj nie było, nie wolno z tak naturalnego faktu wyciągać wniosków na niekorzyść Platona. Obaj wspólnie obcowali z Sokratesem, ale nie każde koleżeństwo zamienia się w długotrwałą przyjaźń. Jeżeli mistrz, co jest prawdopodobne, nie wszystkich uczniów zawsze razem zbierał, mogło to koleżeństwo być bardzo luźne, a potem jest niewątpliwe, że rozłączyli się na długie lata, może na zawsze. Platon miał dwadzieścia sześć lat, kiedy Xenofont opuścił Ateny; bez niego rozwijał się i pracował aż 'do śmierci, a jeżeli w ciągu tćj półwiekowćj epoki, wypełnionćj olbrzymiemi zajęciami i coraz nowemi znajomościami, nawet odwiedził kiedy dawnego kolegę czy w Olimpii czy w Koryncie, musiała przyjaźń, jeżeli kiedy-
x) I tak zarzuca Xenofontowi, ze szkalował rodzinę Platona (II. p. 46), że jego nie wymienia z należytem wyszczególnieniem (II. p. 44-—-40), że chwali jego nieprzyjaciół (II. p. 95), że jest źle usposobionym dla jego przyjaciół (II. p. 285), że chwal Antystenesa (II. p 344), że nie gromi Lizyasza (II p. 287), za co oczywiście Platon hojnie mu odpłaca w Rzeczypospolitej, Protagorasie i Charmidesie (II p. -f8— •66). Musielibyśmy tom napisać osobny, gdybyśmy chcieli wykazać, jak wiotką są pajęczynę wszystkie te domysły, oparte albo na zupełnie dowolnej chronologii, albo na bardzo wątpliwych alluzyach. Teich mii ller przedstawia, obu filozofów na kształt nowożytnych krytyków, którzy po dziennikach lub czasopismach kłócą się bez ustanku. Zapomniał jednak, że wiele pism Platona za życia jego prawdopodobnie nigdy nie wyszło po za rnury Akademii, a jeżeli on każde z nich uważa za »recenzyęc (II p. 66—<Si), dowodzi tern zupełnego ich niezrozumienia. Później okaże się, przy rozbiorze dialogów, czy Platon znał pisma Xenofonta i w jakiej mierze je uwzględnił.
*) Jlatons Lcben p. 96.