233
niedawno jeszcze tak bardzo świetne chwile- Władzca dwóch potężnych księztw przez swoich zastępców panował w Kijowie, hołdownikami miał wielu, sięgał od gór Karpackich po Brześć, Łuck i Owrucz, po Dniepr i przez Dniepr, ciężył nad książę ty czerniechowskiemi, pomagał Grecyi, względem Krakowa zachowywał się dumnie, budował monarchiję nietylko rozległą, ale silną. W ostatniej dobie swojej postanowił rozwijać się na korzyść Lechii, zapomniał i dawnych dobrodziejstw i dawnych stosunków zależności. Porę doskonale obrał. Po śmierci Mieczysława Starego nie chciał Leszek iść do Krakowa beż Go-worka, utracił więc księztwo ojcowskie, na którem zasiadł Władys. Laskonogi. Romanowi się zdawało, że z tak mało ambitnym księciem jak Leszek wiele zrobić będzie można. Poprzednio już na nim próbował mocy swego oręża. Za życia Mieczysława napadał sandomierskie ziemie, raz zdobył w nich dwa grody. Pogranicze nieszczęśliwe było z takiem sąsiedztwem, ciągle łupiestwa i zagony. Chociaż przez łaskę Leszka osiadł w Haliczu zapomniał obowiązków, grabił Sandomierzan i Krakowian, którzy tam handlowali, wypędzał ich, w Lubelskie ziemie godził, pod Sandomierz się posuwał. Urościł sobie pretensyje, że należy się mu nagroda za boje nad Mozgawą. Posłowie Leszkowi napró-żno chc.el. odwrócić burzę coraz więcej wzbierającą od Halicza. Roman żądał od Leszka, żeby mu Lublina i Opola odstąpił, to jest, żeby się z nim podzielił swojem księztwem, oddał mu połowę po prawej stronie Wisły. Dumę Romana podniosło i poselstwo rzymskie, które wtedy do niego przybywało od Innocentego III papieża. Było to poselstwo religijne, starało się Romana nakłonić ku unii z kościołem łacińskim. Obiecywało mu koronę i świetną przyszłość, skoro miecz ś. Piotra pozyska. Roman z legatem z początku spierał się o dogmata, potem nagle wydobył miecz z pochew i zapytał: „czy taki sam u papieża? Dopóki noszę go przy boku, dodał, nie mam potrzeby innego, krwią kupuję grody, idąc za przykładem dziadów, którzy podnieśli ziemię ruską.” Mówił jak prawdziwy Wareg. W takiem położeniu rzeczy Lechija wielkie dla siebie widziała niebezpieczeństwo. Dzieląca się coraz więcej, przeciw Romanowi dwa słabe wystawiała państwa: sandomierskie Leszka i krakowskie Władysława Laskonogiego. Sandomierskie państwo Wisłę na dwie połowy było przecięło, druga jego stolica Lublin była prawie na granicach Romana z dwóch stron i od Wołynia i od Halicza. Co łatwiejszego ozuchwalonemu książęciu, jak zalać te od Sandomierza zawiślańskie ziemie? Najazdy swoje zapewne Roman głównie na owe ziemie kierował, koło Lublina sam wietrzył, księztwo Sandomierskie drżało pod jego ciosami i dojrzało zapóżno jak nieostrożnie zrobiło go panem. Pozwolić Romanowi rozpościerać się po krajach Lechii będzie to tracić samą nadzieję przyszłości. Ślady polityki Bolesławów bezpowrotnie mijały; nie Lechija waregów wypędzała, ale waregowie ujarzmialiby Lechiję, szerzyliby niewolę'. Dla tego w Krakowie, w Sandomierzu oczekiwanie tęskne a bolesne przyszłości, stanowczego przesilenia, jakiegoś zwycięztwa, na które się nie zanosiło. Prędze, w boju uległby Leszek jak Roman, władzca krainy od Karpat do Dniepru. To samo pragnienie stanowczej przewagi i duszę Romana paliło. Postanowił odbyć wyprawę na państwo Leszkowe, ostatnią i granice swoje w tej stronie jeszcze rozszerzyć, kiedy nad Dnieprem Suzdal czuwał. Na trzy lata rozłożył sobie najazdy, pod któremi księztwro sandomierskie uledz musiało. Od biskupa włodzimirskiego żądał błogosławieństwa. Śmiały pasterz miał odwagę sprzeciwić się samowoli księcia, wołynianin nie mógł błogosławić wojny bezbożnej dla zdobyczy, Obstawał za słowiańską bracią. Rozgniewany książę zaklął się, że biskupa skazę na śmierć po wojnie, a na to