IX.
125.
Z czasem przekonał się Paweł, że było to jedyne towarzystwo, na jakie mógł liczyć. Dzieci prędko-odgadły go i polubiły; uciekały pod stół, albo na ławę do Pawła, gdy ojciec lub matka chcieli je ukarać za jaką psotę, nieposłuszeństwo, pewne, że ich „nuczcza bierechtere chuoch“: Rosyanin nie da. Si-maksin także, wdzięczna za to, że jej nigdy nie drażnił, a rozdając datki, nie omijał, starała się odpłacić, jak umiała, ale fenomenalną swoją niechlujnością zatruwała każdą najbłahszą usługę. Niuster z początku również lgnął do niego, ale Paweł wpadł na nieszczęśliwy pomysł uczyć go czytać i przez całe trzy dni wśród wszystkich wielkie budził zajęcie, dając niemało powodów do żartów i śmiechu. Potem jednak wyrostek zaczął wykręcać się od nauki wszelkimi sposobami, a Paweł, któremu ta praca, wskutek nieznajomości języka, z wielką przychodziła trudnością,, przestał nalegać. Z innymi domownikami stosunek jego schodził zwolna do krótkich: „tak“ lub „nie". Andrzej próbował wprawdzie kilkakrotnie wdać się z nim w obszerniejsze, bez pomocy tłómacza, rozmowy, ale, choć je popierał udatnymk giestami, kończyły się zawsze wzajemnem niezadowoleniem.
Najdłużej nie zniechęcał się Tunguz; za każdą bytnością u Andrzeja, darzył Pawła gawędą w ja-kiemś nieznanem narzeczu, składającem się z małej ilości poprzekręcanych wyrazów rosyjskich i dużej dźwięków niezrozumiałych nikomu, nawet zdaje się iemu samemu.
— Cóż ty nie gadasz ? przecież to po rosyjsku ! oburzał się stary. — Siedzisz i milczysz i żadnego niema z ciebie dla- ludzi pożytku.
Paweł silił się czasami z tych pokaleczonych