35
niem, zgoda; ale w tym sensie mniej więcej jak zlepione cząstki cementu i kamienia są pałacem.
To też można wytłómaczyć związek całej seryi faktów wzrokowych, składających się na nasz przykład z kamertonem. Rozumiemy, że to ruch ręki, zbrojnej w smyczek, udzielił się kamerto-nowi; rozumiemy, że ruch ten przechodząc w ka-merton zmienił rytm i formę; rozumiemy, że fala dźwiękowa wywołana przez kamerton wskutek drgań cząstek powietrza przenosi się aż do naszego bębenka i tak dalej. W całym tym szeregu doświadczeń jest doskonała ciągłość, zdolna zadowolić nas umysł. Przytoczone wyżej argumenty teoretyczne przekonywają nas, że możemy z takim samym prawem przedstawić sobie ten szereg faktów w formie słuchowej; tej formy nie byliśmy jednak w stanie zrozumieć.
Czem mogłaby być budowa ucha dla kogoś znającego ją tylko zmysłem słuchu? Co stałoby się z bębenkiem, z kostkami ucha wewnętrznego, z końcami nerwu słuchowego, gdyby należało przedstawić je sobie jedynie w mowie dźwięków? Bardzo trudno to sobie wyobrazić. A jednak, skoro robimy teoryę, nie dajmy powstrzymać się kilkoma trudnościami. Może trochę wprawy pozwoli je przezwyciężyć. Może muzycy, dla których równie realnem jest to co się słyszy jak to co się widzi, byliby lepiej od innych przygotowani do zrozumienia potrzebnej transpozycyi. Niektórzy z nich w autobiografiach poczynili bardzo suggestywne uwagi o ważności, jaką nadają dźwiękom. Zre-
3*