145
Mijam gmachy stolicy, gd/.ic ciosem pokryte.
Stoją dumne przyslenia, pjchą znamienite,
(,'o gniotąc swym ciężarem powierzchowność ziemi, Stopami, aż pod niebo pną się, koryntskieral,
Te enda świata, łzami ludzkości lepione,
Albo z łupów odartej ojczyzny stawione;
Gmach co go zewsząd przepych I zbytek osłania,
A wspaniałością bożym świątalcom przygauia.
Te olbrzymiej przemocy w narodzie znamioua,
Pod kióreml, na braku nędza opuszczona Spoczywa, wśród pogardy, w głodzie I sromocic.
Na wyrzuconym, zwierząt pieszczonych, wymińcie!
Ani ja was pałaców mieszkance i bogi,
Których szaty rozświeca jasny kamień drogi,
Ani was szukać będę, wy gwiazdowe pany,
Których rod, pod imieniem wielmożności znany!
Nizka strzecho ubogich, a mieszkanie cnoty,
Gdzie się pot pracowitej wylewa roboty,
Ciebie szukam uprzejmie, między twe ościenia, Przynoszę szczerych pochwał niepochlebne brzmienia! Miuąłem tyle blasków, zamrużyłem oczy,
Tam gdzie błyskot tysiące nocnych świateł toczy, Gdzie się palą jarzące w kryształach pochodnie,
Na oharę rozkoszy, a świecą na zbrodnie:
Byłem głuchy na owe melodyjne tony,
W których się rad zatapia leniuch rozpieszczony, Gdzie haustem połykając za zdrowie dukaty,
Huczą, drogim tokajem zdarzeni, wiwaty.
Tu mnie przywiódł twój ogień do poziomej strzechy, Ogień, co go szumiące rozlymają miechy,
Co w spokojnym zakącie z węglistego drzewa, Krwawym żarem jak z paszczy na noc ciemną zlewa. Tu kołat ciężkich młotów pod którym stal twarda, Jęczy, pryskając ogniem, 1 gdzie sztaba harda,
Zgina się pod cyklopów nachylona razy,
Tu są męztwa 1 pracy prawdziwe obrazy;
Tu w złej toni narodu, brać trzeba naukę,
Jak wykształcać przez pracę twardą jaką sztukę,
Jak przez licznych na świecie przysłówłów tysiące, Trzeba zginać żelazo, póki jest gorące.
W poematach opisowych jak Zofiówka, Powązki, ten sam znać język jędrny. dosadny, i harmonijny. Trembeckiego Bajki, nigdy prawdziwej swej wartości nie stracą; a naśladowanie komedyj z Woltera Syn marnotrawny, w za-
19