426
Insza mając nadzieję za lat moich młodszych, że a nią zawrę ślub sumienny, kiedym odpowiedział, że ja nie będę mężem żony, która się imienia mego wstydzić ma, odtąd najzimniej ze mną postępowała.”
Po wyjściu Radziwiłła z opieki, udał się do niego Karpiński, z przypomnieniem o niewypłaconych dotąd tysiącu dukatów za rok pobytu przy nim. Złożył mu mały memoryalik zakończony temi słowy: „Altamor był jeszcze dziecięciem, a Polidor w lecicch podeszły prowadził go za za rękę, ażeby aoi po górzystych miejscach chodząc upadłszy, nie szwankował, ani po dołach w błocie się walał. Przyszedł czas, że Polidor zestarzawszy się, spokojnie już w chacie swojój siedział, wtenczas przyszedł do niego Altamor, i rzecze: tyś mnie prowadził w dzieciństwie mojem, ja przyszedłem.cię w starości twojćj ratować. Kładę przy tobie chleb, byś wygodniej starość twoję przepędzał. Bóg wtedy spojrzał z nieba na ten piękny wdzięczności przykład, i ponieważ Altamor nie miał już v.jca ani matki, do niebian swoich rzecze: ja temu cnotliwemu młodzianowi stanę odtąd za ojca. i matkę Wasza Książęca Mość jesteś tedy Altamor, ą ją Polidor, który interes mój względom jego polecam! 1' i , v ~ “ * i
Książę oddał natychmiast należytość i nadto nie chciał przez tydzień cały, wypuścić z Nieświeża starego swego przewodnika.
Karpiński czując coraz bardeićj wątlejące siły, sprowadził do Karpina wnuka po rodzonej siostrze Kozierowskiego, oddał mu zarząd gospodarstwa wymawiając sobie stosowny procent i utrzymanie. Jakoż lubo bez-żenny nie doznał osamotnienia w sędziwym wieku ewoicą. Otoczyła go wkrótce liczna rodzina, wnuk ożenił się niebawem, a grono drobnych dziatek, rozjaśniało pochmurne dni tęsknego żywota starca. Sędziwy poeta złamanym już głosem śpiewał codziennie, obrócony w stronę kościoła, pieśni i psalmy pobożne przy dźwięku ulubionej gitary. Nieraz także i na inną odezwał się nutę, a wydobywając z głębi serca bolesną skargę za ubiegłem! latami młodości, śpiewał drżącym już głosem:
©•>! mi i ai hi* « , »>«« Hngfi inni
Rzeka w górę nie popłynie,
•ej, eiiim i nie wrócą młode lata. ifoniuus 1 ^ Wiek mn cały marnie ginie*
• 11 Kto z młodu nie użył świata.
Schylam się już do wieczora,
Jnż ja nio ten, com był wczora.
".ta i iq ein ilj^nt- a
W starości mało Karpiński oddalał się z domu, coraz nieznosniejszem było mu towarzystwo obojętnych, nienawidził zwłaszcza zepsutćj ówczesnój młodzieży, owych jak mówił „fircyków, którzy nie lubiąc czytania książek, o wszystkićmby decydować chcieli, a nic gruntownie nie wiedzą.” To tóż gdy się wydarzyła sposobność, karcił niemiłosiernie zarozumiałych śmiałków. Raz będąc w towarzystwie z młodym człowiekiem przybyłym wpręst z za-ranicy, gdy ten nie znając literatury polskiej, szydził sobie z rodzinnej poe-